Nadchodziła wiosna. Wszystko dookoła rozkwitało, już pojawiało się coraz częściej słońce na niebie, robiło się cieplej. Był ranek. Harry spał smacznie w dormitorium chłopców. Śnił sobie jak Ginny kłóciła się z Roxaną o miotłę, którą obiecał każdej z dziewczyn. I nagle zobaczył młodzieńca, przystojnego, z krótkimi jasnymi włosami z pogodnymi rysami twarzy. Leżał na posadzce ciemnej jak noc ledwo przytomny. Z jego policzku tryskała krew. Nad nim stał sam Voldemort. Jego mina wyrażała jawną niechęć.
- Masz czas do poniedziałku. Jeśli nie zrobisz tego, co powiedziałem, to twoi rodzice zginą wraz z tobą.
I zniknął. Harry szybko się zbudził dysząc ciężko. Co prawda miewał gorsze sny związane z Czarnym Panem, ale za każdym razem robiło mu się niedobrze. Przez chwilę chciał wysłać list Syriuszowi i już zaczął pisać list, gdy sobie przypomniał, że jego ojciec chrzestny nie żyje. Poczuł niechcianą pustkę i ujmującą żałość. Wiele by dał, by cofnąć czas i uratować Wąchacza. I wpadł na pomysł. Zaczął szturchać mocno Rona.
- Co się stało? - zaczął nieprzytomnie - Harry, jest siódma rano! Ja chcę się wyspać w ten sobotni dzień.
- Nie gadaj, wstawaj. Idziemy ratować Syriusza.
- Co? Przecież on nie żyje! - zawołał Ron, który na ostatnie zdanie Harry'ego całkowicie oprzytomniał. - Harry, przecież nic nie może uratować Syriusza!
- Właśnie może. Chodźmy do Hermiony!
- Ale nie możemy...
- Dlaczego?
- Pamiętasz jak ja chciałem wejść do dormitorium dziewcząt? To schody zaniknęły. Harry, ochłoń, nic nie pomoże Syriuszowi, stary.
- Pomoże, przecież jest sposób. Ubierz się i opowiem ci wszystko jak będzie Hermiona.
Ron rad nierad zaczął się ubierać. Po pięciu minutach znaleźli się w pokoju wspólnym. Nikogo jeszcze nie było. Harry zaczął kręcić się po pokoju.
- Przecież uratowaliśmy Syriusza... możemy to zrobić po raz drugi. To takie proste.. a ja sobie nawet o tym nie pomyślałem!
- Harry, mówisz o cofnięciu w czasie? - zapytała Hermiona, która przyszła dziesięć minut później.
- Tak, przecież to proste...
- Harry, to nie jest takie proste jak ci się wydaje.
- Wiem, że to skomplikowane, ale jak mogłem o tym nie pomyśleć! Przecież Hardodzioba też zabili, ale go uratowaliśmy! To możemy to zrobić również z Syriuszem!
- Harry, ciszej. No dobra, już przyjmijmy, że kupuję to, to jednak zauważ, że w Departamencie Tajemnic już nie ma zmieniaczy czasu. Wszystkie potłukliśmy.
- Mężczyzna ze snu ma zmieniacz!
- Jaki mężczyzna?
Harry szybko im opowiedział o młodzieńcu ze snu.
- A wiesz jak się nazywał?
- Nie wiem. Wiem, że ma na pieńku z Voldemortem.
- Ej!
- Ron, powinieneś się już przyzwyczaić do jego imienia.
- Może uszanujmy jego imię, co?
- Tak, bo on szanuje nasze... - powiedział pogardliwie Harry, ale jego ton wskazywał na to, że gdyby Ron przeciągnął strunę niezła kłótnia by się zrobiła.
- Dobra...
- Ale jak go znajdziesz, Harry?
- Nie wiem... może spróbuję się wedrzeć do umysłu Voldemorta... nie wiem...
- Harry, nie wolno ci! Przecież masz uczyć się oklumencji, a prawdopodobnie Voldemort jej używa!
- Oj, może mi się uda...
Dalsza część znajdzie się wtedy, gdy dostanę oficjalną zgodę na używanie pewnych imion i nazwisk. Już po raz drugi zapraszam Was na moją stronę. Otóż bardzo się rozwinęła, więc bardzo chętnie powitam wraz z innymi użytkownikami nowych obywateli.
http://www.harvards.aaf.pl/news.php
Buziaki :*
Wyczarowano o godzinie 11:32
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz