sobota, 29 września 2012

Wybaczy czy nie wybaczy? Czy ta historia skończy się pomyślnie? - Dedykacja dla Alex Other.

Witajcie! Jak na początek mojego zacnego przemówienia chciałabym podziękować za to, że pod moją obecność wchodziliście na bloga... No cóż, statystyka nie kłamie, a liczba wyświetleń osiągnęła ponad dwa tysiaki! Więc z góry dzięki! I chciałabym zwrócić uwagę na listę blogów i stron po prawej stronie. Tam znajdują się naprawdę świetne blogi, na które zapraszam ;) Może trochę to dziwne, ale skoro jest teraz sezon typowo jesienny to życzę Wam zdrowia, bo teraz o przeziębienie jest łatwo. No cóż to może już dosyć ględzenia, bo założę się, że zasnęlibyście jeszcze przed czytaniem wstępu części głównej tej notki, a sądzę, że na pewno Was ciekawi los Toma i Divii. :)


    Divia zamrugała nerwowo oczami. Już tliła się w niej nadzieja, że umrze, a nagle została uratowana. Tom wyglądał na bardzo zmartwionego.
- Divia, ale na pewno nic ci nie jest? Wiele przeszłaś jak na dzisiejszy dzień... Chodźmy do Hogwartu. Powinnaś znaleźć się w łóżku i porządnie się wyspać.
- Nie, nic mi nie jest. Mam tylko parę zadrapań - dopiero teraz zauważyła, że szamotając się z tymi łobuzami doznała niewielkich obrażeń, oczywiście pomijając to w jakim stanie psychicznym się znajdowała. Czuła się, jakby ktoś palił jej skórę. Chciała jej się pozbyć, nie mogła się pogodzić z tym, że posiada coś, co zostało zbezczeszczone.
- Nie opowiadaj bzdur. Widzę, że czujesz się niedobrze. Musisz wziąć ciepłą kąpiel z ogromną ilością piany. Sądzę, że łazienka profesor McGonagall będzie dobra na ten cel - Tom dzielnie próbował odwrócić Divię od ponurych myśli.
- Hę? Mam się włamać do łazienki McGonagall? Czyś ty zwariował? To dziecinada, ale fakt... gorąca kąpiel powinna mi pomóc... - Tyle, że dziewczyna miała zamiar nalać sobie wrzącej wody, by sparzyć skórę. Nie myślała logicznie w tych chwilach i jej cel był tylko jeden - pozbyć się tkanki nabłonkowej. Riddle, który obserwował ją uważnie zaniepokoił się złowrogimi błyskami w oczach Divii.
- Będę musiał cię chyba dziś pilnować. Widzę, że dziś to najchętniej się zabiła - zażartował, by rozluźnić ją. Na próżno.
- Mam pytanie.
- Strzelaj.
- Jakim cudem się zjawiłeś tak nagle? Wiesz, jestem ci wdzięczna i w ogóle, ale dziwi mnie to, że byłeś tak blisko... - nagle pomyślała, że to wszystko zostało zaplanowane. Tom namówił dwóch czarodziejów, by na nią napadli, a on by zagrał bohatera... "Tak, to by pasowało..." - pomyślała.
- Myślisz, że bym cię tak zostawił? Widziałem w jakim byłaś stanie. Tak, przyznaję się. Obserwowałem cię. Nie chciałem by ci się coś stało... a niewiele brakowało... Wtedy jak chciałaś się upić to naprawdę się zmartwiłem... Wiesz, znam ciebie dosyć długo i w takich chwilach możesz być sama dla siebie niebezpieczna...
- Czekaj. Czyli uważasz mnie za osobę niezrównoważoną psychicznie, tak?
    Tom jęknął w duchu.
- Nie! Nie jesteś nią...
- Nie mogę ci wierzyć.Z tego co mówisz wynika, że nie można mnie zostawić samej, bo nie poradziłabym sobie? Masz na myśli to, że jestem nieobliczalna, a może psychicznie chora? Daruj sobie.
    Odwróciła się na pięcie, ale sobie coś przypomniała.
- Zapomniałabym... dzięki.
   I znów się odwróciła i poszła dalej przed siebie klnąc pod nosem. Aby dopiec Tomowi krzyknęła:
- Nie martw się! Nie musisz mnie śledzić! Poradzę sobie!
    Wbrew woli zachichotała pod nosem. Ze strachem stwierdziła, że została sadystką. Chwilę później znów się roześmiała. Zaczęła się zastanawiać czy czasem madame Rosmerta nie dodała czegoś do Ognistej Whisky.
     Natomiast Tom osiągnął swój cel... nie tak jakby tego pragnął, ale osiągnął. Divia przestała myśleć o tym napadzie. Jedynie cierpiał, że nadal nie chciała go znać. Naprawdę mu na niej zależało. Nie wiedział jak odzyskać zaufanie dziewczyny. Znał ją na wylot, ale jeszcze nigdy nie od tej strony.
     Natomiast Russo poszła do zamku. Weszła do swojego pokoju, wzięła odpowiednie rzeczy i wybrała się do łazienki. Nalała sobie dużo, bo aż cały, pełny basenik ciepłej wody i zanurzyła się w nim, zostawiając rzeczy na wieszaku. Poczuła wspaniałe, rozluźniające rozkosznie ciepło, które owładnęło jej ciało i tkanki nerwowe, pozwalając się im rozluźnić. Wzięła w garść pianę i dmuchnęła na nią, sprawiając, że ta zlatywała na wodę. Przez chwilę przypomniała sobie, że dwie osoby miały wobec niej nieczyste plany. Poczuła wstręt do swojego ciała. Jednak trwało to krótko. Po jakimś czasie wyszła z wody, wytarła się, wysuszyła włosy, ułożyła je w wytworny kok i gdy zakończyła wszystkie zabiegi, wyszła z łazienki.
    Po drodze zauważyła Alex. Alex szła sobie pogwizdując cicho na rytm nieznanej piosenki, która była nawet rytmiczna.
- Hej Divia! Gdzieś ty się szwendała?! Przecież jest druga w nocy! Przepraszam, wpół do trzeciej - szybko dodała patrząc na swój zegarek.
- Wiesz, dużo się dziś działo.
- Pogodziłaś się z Tomem? Opowiadaj! Nie miej mi tego za złe, ale pozwoliłam Nice spać w twoim pokoju.  Nie miała dziś, gdzie spać, bo przybyła z daleka, a ma podobną jakąś tajną misję od Dumbka.
- Ok. Niech tam śpi. A tymczasem... - Divia zaczęła opowiadać. Alex była dobrym słuchaczem, wzdrygała się na wiadomość o napadzie.
- On cię uratował, a ty co najlepszego zrobiłaś?!
     Divia podzieliła się z siostrą hipotezą na temat tego, że Tom specjalnie wynajął tych bandytów.
- To niemożliwe! On przecież by takiej rzeczy nie zrobił!
- Nie znasz go... ja też go nie znam...
     Divia patrzyła prosto w okno wzdychając ciężko.

poniedziałek, 24 września 2012

Napad :O

HejHo! Jak widzicie blog 'przeżył' małą metamorfozę. Zresztą nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. ;) I jak się Wam podoba? Teraz jest lepiej czy mam znów zmienić czcionkę? 


Korzystając z wolnego czasu napiszę więc notkę. Oby się Wam spodobała. :D
Dedykacja dla Divii :)


- Divia... Nie jestem śmierciożercą. Uwierz mi. Zresztą jeśli naprawdę mi już nie ufasz to mogę ci pokazać, że nie mam Mrocznego Znaku na ramieniu... - Tom podwinął czarny rękaw prawej ręki obnażając swoje ramię, które okazało się nienaruszone prócz małego zadrapania, zapewne przypadkowego. Niestety jego dziewczyna nie dała za wygraną.
- I co z tego, że nie masz tego cholernego znaku? Służyłeś mu... Wolałeś jego niż mnie. Już wybrałeś... Powiedz mi, co jest dla ciebie najważniejsze w życiu? - zapytała i zamilkła, oczekując odpowiedzi. Gdy nie usłyszała jej, powtórzyła natarczywie:
- Powiedz mi!
- Ty, Divia... - szepnął cicho profesor Riddle. Nie wiedział, że popełnił fatalny błąd.

- Czyli jestem dla ciebie czymś najważniejszym? No cóż, szczerze w to wątpię, że chociaż dla ciebie CZYMŚ jestem.
- Divia, kocham cię. Powinnaś to wiedzieć.
    Divia prychnęła pogardliwie.
- Idź do Voldemorta. Zejdź mi z oczu. Odchodzę.
   Obróciła się na pięcie i pomaszerowała, nie patrząc, w którą stronę idzie. Nie czuła się pewnie, podejmując impulsywnie taką decyzję. Pragnęła, by Tom podbiegł do niej i zaczął się tłumaczyć i zapewniać, że ją kocha i nie chciałby jej stracić. Jednakże Riddle nadal stał w miejscu patrząc tęsknie na Divię.
   " Gdyby mu na mnie zależało to na pewno by tak nie postąpić. Podjęłam słuszną decyzję. Nie ma czym się przejmować. " - pomyślała Russo. Nieoczekiwanie zmieniła kierunek i poszła w stronę Hogsmeade. Próbowała nie myśleć o NIM. To było trudne zadanie, ale z trudem udało się je wykonać. Odpłynęła myślami hen daleko w przeszłość. Wspominała swoje dzieciństwo... jak bawiła się z Alex... pierwszy dzień w Beaxbatons... dzień, w którym dowiedziała się, że jej praprapraprababka była wilą... pierwsze oceny... pierwszy egzamin...
    Weszła do Pubu pod Trzema Miotłami. W środku cisza omiotła całe pomieszczenie, co nieco zadziwiło nową klientkę. Usiadła przy stoliku, nie dbając, gdzie siada i co z nią później będzie. Podeszła madame Rosmerta.
- Co podać?
- Poproszę coś mocniejszego... cokolwiek.
    Szara rzeczywistość powróciła. Divia nie chciała się z nią pogodzić. Pragnęła z całych swoich sił zapomnieć. Nie mogła wybaczyć tego, że Tom zniknął i przez dwa lata nie odzywał się do niej, a co gorsza... pracował dla największego czarnoksiężnika świata. Czuła się po prostu zdradzona, co ją dziecinnie śmieszyło, ale dogłębnie bolało. Nie wytrzymała tego napięcia. Chciała się rozluźnić. Sięgnęła po szklankę z Ognistą Whisky i zaczerpnęła niewielki łyk. Wewnątrz rozpłynęło się dziwne ciepło. Jednak opanowując się nieoczekiwanie odstawiła trunek i z jej oczu wypłynęły łzy.
" Boże, jaka ja jestem płytka... zupełnie jak fontanna " - pomyślała. Z torebki wyjęła chusteczki, przetarła nimi oczy i poprawiła makijaż. Powstrzymała płacz.

- Madame Rosmerto, miłego wieczoru życzę. - powiedziała. Wyszła z pubu.
     Na zewnątrz już gwiazdy urozmaicały niebo, które nabrało ciemną barwę błękitu. Zrobiło się chłodniej. Wiatr zaczął hulać beztrosko. Divia otuliła się szczelniej swoim kremowym płaszczem. Z nieba leniwie kapały niewielki kropelki wody. " Zwykła mżawka, ot co " - pomyślała. Przyspieszyła kroku. Nagle usłyszała dziwny szelest. Zaniepokoił on ją.
 " Głupia jesteś. Pewnie coś ci się wydawało. " - skarciła się w duchu. Odgłos nasilił się. Divia odruchowo stanęła i rozejrzała się wokoło. Nie dostrzegła niczego podejrzanego. Dłoń miała zaciśniętą na różdżce, by w razie czego mogła odeprzeć atak. Stała tak dwie minuty. Nabierając pewności, że to pewnie jakaś szkolna sowa polowała odwróciła się.
    Zanim zrobiła jeden krok poczuła, że ktoś przystawia jej nóż do szyi. Druga dłoń powędrowała w dół. Divia chciała krzyczeć, ale mężczyzna tak ścisnął ją, że ledwie oddychać mogła. Zaczęła się szarpać uważając, by nie wbito jej noża. Usłyszała głosy:
- Hohoho... ta mała chyba chce się z nami pobawić... - rozległ się szyderczy śmiech.
- Zostaw mnie! - wychrypiała.
   Została obnażona z płaszcza. Drugi rozbójnik dopadł się do jej bluzki. Z Divii oczu wypłynęły strumienie łez. Skóra ją parzyła, dotyk mężczyzn, który i tak był szorstki, niedelikatny sprawiał jej tyle bólu. Czuła palące na jej ciele pocałunki. W tej chwili marzyła o jednym - śmierci.
    W pewnej chwili zauważyła, że ci mężczyzni szybko ją rzucili i uciekli. Roztrzęsiona złapała łapczywie oddech i porywając z ziemi płaszcz otuliła się nim.
- Divia! Boże... Nic ci się nie stało?
    Usłyszała znajomy głos. Kiedy osoba dotknęła jej ramienia cofnęła się gwałtownie.
- Nie dotykaj mnie.
   Spojrzała na twarz jej wybawiciela. To był Tom. 

niedziela, 23 września 2012

Ajajajaj, czy miłość wszystko przetrwa? xD

 Witajcie! Zanim znów zanurzycie się w czytaniu to chciałabym wznowić poszukiwanie na nowych bohaterów bloga. Jeśli ktoś z Was chciałby nim zostać to bardzo proszę o powiadomienie mnie w komentarzu lub jeśli macie możliwość skontaktowania się ze mną to możecie z niego skorzystać.


- Jestem tu w celach służbowych, panie Riddle - ucięła ostro Nika i pomogła w ratowaniu reszty domku Hagrida. Tom nie był zadowolony z jej odpowiedzi.
- Jakich celach? - wykrzyczał.
- Radziłabym, żebyś nie wtrącał się do nieswoich spraw. To nie świadczyło o panu dobrze. Dlatego radzę, by czasem pan ugryzł się w język zanim coś powie - posłała mu złośliwy uśmiech.
- No, no, no... cóż to za kłótnie... Przecież nie wolno się kłócić w takich sytuacjach! - powiedziała niespodziewanie Alex, która dołączyła do konwersacji zaciekawiona mimiką twarzy panny Sullivan.
- Nie kłócimy się, Alex. - rzekł sucho Riddle.
- Jasne. Wyciągnęłam przed chwilą Kła... no biedaczysko ma podpaloną sierść, ale jedynie w okolicy kości ogonowej. Mam nadzieję, że wyzdrowieje szybciej od Hagrida... wiecie, on jakby zobaczył, że jego pies ma takie rany to by się nimi bardziej przejął niż swoimi.- Alex dzielnie próbowała rozluźnić atmosferę.
    Nikt się nie roześmiał. Alex nie wytrzymała napięcia.
- Wiem, że macie powód do kłótni, ale czy możecie się uspokoić chociaż teraz? To nie pora na kłótnie.
    Tom i Nika zmieszali się. Divia jednak czegoś nie rozumiała.
- Chwila... jaki to powód?
- Kochanie, taki błahy...
- Divia, czy ty masz pojęcie, gdzie on był przez te dwa lata?
- Nie wiem... - odpowiedziała Nice niepewnie Divia. - A gdzie przebywał?
- Czy to takie ważne?! - wybuchnął Tom Salazar Riddle.
- No proszę. Uważam, że ona powinna wiedzieć, Tom. - powiedziała cicho Alex.
- Teraz nie macie wyboru. Zresztą zastanawiałam się, gdzie byłeś, ale nie chciałeś mi powiedzieć.
- Na tajnej misji? - zaszczebiotała zgryźliwie Nika. - To bzdury. Sługus Voldemorta..
- Coooo?! - Divia osłupiała. - Jak... jak mogłeś mu służyć? Może jesteś śmierciożercą?!
    Pierścionek zaręczynowy, który powinien znajdować się na jej palcu wylądował na ziemi. Divia odwróciła się i poszła szybkim krokiem.
- No Nika... brawo. - mruknął Tom i pobiegnął w stronę Divii.
    Nika stała niewzruszona, a obok niej Alex z dziwną miną.
- Mam nadzieję, że chyba się na mnie nie gniewa za to, że jej nie powiedziałam... w końcu się dowiedziała, co? - zapytała Alex.
- Nie. Nie sądzę. Ale uważam, że powinniście mieć na tego Riddle'a oko. Założę się, że nakarmi jakąś bajeczką Divię i znów się pogodzą.
                                                     
                                                             ***

   Divia szła szybko ku polanie. Czuła, że łzy wypływają jej z oczu. Mimo, że pragnęła całym sercem je powstrzymać nie potrafiła tego uczynić. Chciała wierzyć, że to, co przed chwilą usłyszała nie było prawdziwe. Wręcz pożądała, by ten sen się skończył. Jednakże w tej chwili nie chciała widzieć jego. Niestety to marzenie akurat się nie spełniło.
- Divia? - szepnął cicho Tom.
- Zostaw mnie!
    Dziewczyna odwróciła się od niego, chcąc, by jej łzy nie były widoczne. Otarła je rękawem i spojrzała w stronę zamku. Nie widziała w nim nic fascynującego, ale nie chciała, by wykryto jej słabość. Bała się spojrzeć prosto w oczy Tomowi, chociaż czuła, że źle postępuje. W nagłej chwili odważyła się popatrzeć w jego twarz. Była wykrzywiona bólem.
- Wiem, zachowałem się źle... ale ja już nie służę Czarnemu Panowi.Uwierz mi, nie mam z nim już nic wspólnego oprócz tego, że należę do Zakonu Feniksa.
- Dlaczego miałabym ci uwierzyć?
     Divia miała umysł dziwnie jasny. Wiedziała jak się zachować. Nie wierzyła żadnemu słowu wypływającemu z ust Toma.

sobota, 22 września 2012

Dedykacja dla Niki Sullivan :)

    Jake wbił tęskne spojrzenie w plecy Klary, jednakże dziewczyna nieświadoma tego poszła dalej. Jacob zaczął się zastanawiać nad ostatnim jej pytaniem.
O nie! To moje ciało! Nie masz prawa mnie z niego wyganiać! - wzburzył się Charlie, zanim jego współtowarzysz sformułował dokładniej swoje rozmyślania. Zanim doszedł do sedna.
Cicho. Uspokój się.
   STUK. STUK. STUK.
   Jake zerknął za siebie. Właśnie szła Victoria. I właśnie wtedy nie mógł nad swoim towarzyszem zapanować.
   Charlie czując bliskość dziewczyny szybko zawładnął ciałem, które było jego prawowitym ciałem.
- Hej Jake! - zawołała wesoło Victoria, kiedy podeszła bliżej.
- Cześć... - Jake próbował walczyć z Charliem, ale jego przeciwnik działał skuteczniej. - Roxana... poznajesz mnie? - Jacobowi wyrwały się z ust słowa kolegi.
- Przepraszam, co mówiłeś? - zapytała Victoria nieco wystraszona.
- To, co zrobię za chwilę to będzie dla Roxi... tylko dla niej - po chwili pocałował Victorię. Całował tak idealnie, nie tak brutalnie, ale delikatnie, ale czuć było ten nacisk, który stawał się coraz przyjemniejszy.
    Victoria mimowolnie odwzajemniała pocałunek. Nagle coś się obudziło. Jakieś uczucie - ale ono nie należało do niej. Obce, nieznane...
   To Roxana odżyła.
    Charlie odsunął się od dziewczyny.
- Roxana? Jesteś tam?
JESTEM! - krzyczała cały czas w myślach Victorii. - POWIEDZ MU, ŻE JESTEM! 
- Przykro mi - powiedziała w końcu Victoria.
Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak?!
Tak będzie najlepiej.
Dla kogo? Dla ciebie?
- Ona tam jest... czuję to... - powiedział Charlie.
Kochany Charlie! Wiedziałam, że nie da się go oszukać tak łatwo!
- Jeśli teraz ona tam jest to powiedz, że ją... - Jake zaatakował, że jego towarzysz nie mógł wypowiedzieć ostatniego słowa. - Powiedz jej... powiedz, że...
Mów, najdroższy!
- Przepraszam. Dziś jestem rozkojarzony. Wybacz. - Jake odszedł.
   Roxana padła ofiarą niemej rozpaczy. Victoria osłupiała. Zamrugała raz, potem drugi i stała tak w bezruchu, gdy nie spotkała Toma Salazara Riddle'a.
- Witam pannę Soren. Co panna tutaj robi, gdy pogoda taka na zewnątrz piękna?
- Przepraszam, co pan mówił?
- Pytałem się, czy...
- Zresztą nieważne. Do widzenia, panie profesorze. - Przerwała mu i odeszła.
    Tom zaklął pod nosem.
- Jeszcze raz w mojej obecności przeklniesz, a z naszego ślubu będą nici.
   To była Divia.
- Ja nic takiego nie powiedziałem - szybko i gładko skłamał profesor Riddle.
- Nie kłam... znam legilimencję, a wolę jej nie używać wobec mojego narzeczonego - zaszczebiotała.
- Nie będziesz musiała  - zapewnił ją potulnie.
- Właśnie mnie przed chwilą oszukałeś, wiesz?
- Kiedy? Nie. Ja nie oszukałem ciebie. Nie mógłbym.
- Mógłbyś, mógłbyś.
- Nie mógłbym.
- Dobra, dobra. Ja wiem swoje. Nie zachowujmy się jak dzieci. Alex na nas patrzy - dodała cicho rzucając dyskretne spojrzenie w stronę swojej siostry.
- A niech patrzy - uśmiechnął się Tom i złożył na ustach Divii pocałunek.
    Jego ukochana drgnęła.
- Co się stało?
   Divia potrząsnęła głową i jedynie wskazała na chatkę Hagrida. W oddali widać było Nikę Sullivan i Maksa Teneta, którzy gasili różdżkami pożar domku. Jakiś młodzieniec uciekł w stronę lasu. Alex pobiegła za nim.
- Hagriiiiiid! - zaczął krzyczeć Harry, który pojawił się chwilę później.
- Harry! - zaczęła Nika.
- Gdzie Hagrid?
- Harry... on...
- On żyje! Wiem o tym! To zdolna bestia!
    Maks Tenet wraz z innymi czarodziejami wyjął ciało Hagrida. Harry szybko podbiegł do osmolonego na czarno przyjaciela.
- HAGRID!
    Przy boku Harry'ego pojawili się Ron i Hermiona.
- On żyje. Jest po prostu podtruty czadem, Harry - powiedziała Hermiona.
- ENERVATE!
    Hagrid nadal nie poruszył się.
- Hermiona ma rację.   Musimy go przenieść do skrzydła szpitalnego. - szepnęła w miarę cicho Nika.
- Czekaj... dlaczego ty tu jesteś? - zapytał Tom, który przyszedł z Divią.


Tom i Divia - Don't kill me! :)

Proszę o dużoo komentarzy ;D



niedziela, 16 września 2012

W końcu dusza i ciało tworzą jedną całość.

Przepraszam, że tak dawno nie było notki. Szkoła to nie przelewki w moim wieku... Więc do dzieła! 

    
Klara nie przejęła się tymi spojrzeniami. Nadal uśmiechała się szeroko, czego konsekwencją były jeszcze bardziej zdziwione miny.
- Ej! Nie znacie się na żartach? - zapytała zdezorientowana.
- Nie - uciął szybko Ron, ale spostrzegł dezaprobujące spojrzenie Hermiony i zamilkł.
- No szkoda, szkoda... Może nie wiecie, ale jestem z Gryffindoru.
- Tak, widziałem ciebie w pokoju wspolnym.. - powiedział powoli Harry przypominając sobie o tym spotkaniu z Klarą po tym, co powiedziała mu Alex. Natomiast w głowie Jake'a zapanował chaos.
Nie znasz jej, człowieku! Zdaje Ci się... - krzyczał głośno Charlie.
Wiem, że nie... ale ja ją znam! Nie wiem skąd, ale ją znam!
Boże... ty się zakochałeś?!
Niee, to nieprawda - Jake próbował odizolować się od myśli Charliego, więc próbował w głowie śpiewać różne piosenki.
- Krakowiaczek jeden miał koników siedem... - zanucił na głos.
- Jake?? - szepnęła Victoria i położyła mu rękę na ramieniu. W Jake'u ożył Charlie. Poczuł ciepło okalające jego ciało. Było mu rozkosznie miło. Trwało to jednak krótko. Victoria chwilę później cofnęła rękę.
- Nic mi nie jest, po prostu przypomniałem sobie tę piosenkę. Pieśń... nie wiem już nic zresztą...
    Wszyscy spojrzeli na niego ze strachem.
- Jake... nic ci nie jest?
- Nie!
    Charlie jednak nie dał za wygraną. Próbował mu bezczelnie "wejść" do umysłu i jego myśli. Jake, widząc, że powoli przegrywa zaczął powtarzać niemieckie słówka.
- helfen... geholfen... beginnen... begonnen... dobra, ja idę już... toaleta i te sprawy - mruknął Jake i poszedł przed siebie.
Znam niemiecki! To prawda, zakochałeś się?
Nie twoja sprawa.
   Będąc w zamku nie zauważył, że nie był jednak sam. Za nim pobiegła Klara.
- Jake? Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu jestem trochę niedysponowany.
- Och. Rozumiem.
    Jake'a zaskoczyło to, że Klara znajdowała się w pobliżu. Wzmocniło go to, lecz zapomniał o tym, że Charlie przed chwilą go atakował i ten ponowił atak na jego myśli.
Co ty do cholery robisz?! - krzyknął w głowie Jake!
Ciekawy byłem - odpowiedział mu niewinnie cichy głosik. Klara zauważyła, że Jake nad czymś się skupiał. Bardzo ją to zainteresowało. Podeszła bliżej i usiadła na schodach obok niego.
- O czym myślisz? - zapytała.
- Hmmm... - zbiła go z tropu, jednak po chwili namysłach powiedział. - Myślałem nad tym, czy w tym tygodniu nie mam przypadkiem sprawdzianu z eliksirów.
- Oooch - wyrwało się Klarze. Była zawiedziona odpowiedzią.
- Coś nie tak powiedziałem?
     Atmosfera w powietrzu bardzo się spięła. Jake i Klara zazwyczaj nieśmiało rozmawiali z ludźmi odmiennej płci... nieśmiało jedynie z tymi, do których coś czuli...
- Nie, nic. A czy ty...
- Hm?
- Przecież ty jesteś teraz w ciele tego Charliego czy jak mu tam...
- Tak, jestem.
- To nie ma tam... eee... cząstki jego? - zapytała Klara nieśmiało, skupiając swój wzrok na swoich butach, nie mając odwagi spojrzeć Jake'owi prosto w oczy.
- Jest - odpowiedział Jake z mieszaniną zakłopotania i deorientacji.
- I  on odzywa się do ciebie? Oczywiście jak nie chcesz to nie musisz mi odpowiadać - dodała szybko.
- Tak, jest ze mną non stop. Mówi do mnie, mogę poznać jego myśli, a on moje. W końcu dusza i ciało tworzą jedną całość.
- A nie możecie się rozdzielić?
- Hm? W jakim sensie?
    Klara się zaczerwieniła.
- Ja... zapomnij o tym pytaniu.
   Odeszła.

                                         ~ Ogłoszenia duszpasterskie ~

1. Zapraszam na fotobloga niezwiązanego z tematyką HP ---> http://www.photoblog.pl/opisyna/132105607/kaja.html
2. Prosiłabym o troszku więcej komentarzy :)

niedziela, 2 września 2012

Ech... nie chcemy roku szkolnego! ;/

Witam. Przepraszam, że tak długo nie było notki, ale rozumiecie... chciałam nacieszyć się jeszcze ostatnimi chwilami wakacji. Dlaczego wakacje trwają tak krótko?? Ale to nie blog filozoficzny... tylko o Harrym Potterze, więc biorę się do dzieła ;) Zapomniałabym... wybacz, Klaro. Dedykacja dla Klary :D


   Tego dnia Victoria i Jake opuścili skrzydło szpitalne. Dumbledore wraz z Tenetem obawiali się, że ta dwójka nie poradzi sobie w Hogwarcie. I jeszcze najgorsze przed nimi... reakcja otoczenia na fakt, że ktoś zamieszkał w ciałach Charliego i Roxany.
    Harry, Ron i Hermiona w sobotni poranek wybrali się na spacer po błoniach. Ron wymknął się do kuchni, łaskocząc portret gruszki. Przyniósł im ogromną ilość grzanek, kremowego piwa oraz eklerki. Hermiona niechętnie poczęstowała się kilkoma grzankami. Wciąż myślała o Stowarzyszeniu WESZ, ale już na szczęście nie biegała po szkole z odznakami... Raz nawet wspominała o tym, by wskrzesić jej ideę na nowo. Ron szybko zgasił jej entuzjazm wyciągając argument, że powinni myśleć jak na razie o tym, jak zniszczyć Voldemorta.
- Hmm... teraz powinnismy iść na obronę z czarnej magii... - zaczęła Hermiona
- Do lochów... kolejna lekcja z Snape'm...
- Chyba uzyję Bombonierek Lesera Freda i George'a - powiedział Ron.
- Nie powinieneś opuszczać lekcji, Ron...
- Hermiono, ja tylko żartowałem - szybko uciął Weasley.
- A czy ja się nie mylę, czy dziś jest sobota? - zauważył ostrożnie Harry.
    Hermiona stuknęła się w czoło, a Ron odetchnął z ulgą. Harry wybuchł śmiechem. Zauważył, że zbliżają się do niego i jego przyjaciół dwie osoby. Znajdowały się tak daleko, że nie mógł ich zidentyfikować. Wpatrywał się w nie jednak uważnie, gdyż sylwetki wyglądały znajomo. Harry odszukał spojrzenie Hermiony, które stało się czujniejsze. Ron widząc ostrożność towarzyszy bąknął:
- Och, przecież to pewnie ktoś z innego domu... przecież jest taka ładna pogoda. Nie no, ludzie, nikogo tu od Sami-Wiecie-Kogo nie ma!
- Nikt tego nie sugeruje, ale nie można niczego wykluczyć. O, hej Ginny, hej Luna! - zawołała Hermiona
- Cześć wam. Jak tam mija dzień? - zapytała pogodnie jak zwykle swoim rozmarzonym głosem Luna.
- W porządku. Znacie te dwie osoby? - zapytał Harry, wskazując na owo znajome postacie. Nie patrzył Ginny prosto w oczy, patrzył na Lunę. Nie chciał zobaczyć jej brązowych oczu, bał się, że znajdzie w nich cień wyrzutu, że tyle krzywd jej zrobił... w końcu sam jeszcze nie mógł się pogodzić z tym, co się stało w dniu śmierci Roxany.
- Nie widzieliśmy ich z bliska. Może chodźmy do nich i zagadajmy? - zaproponowała Ginny wesołym tonem. - Jak się okaże, że to głupki to miotnie się ich jakimś urokiem i tyle.
- Ha ha ha.
- Dobra, idziemy.
   Ron, Harry, Ginny, Luna i Hermiona skierowali się w stronę nieznajomych. Kiedy podeszli bliżej wszytkim oczy wylazły z orbit bądź szczęka opadła ze zdumienia. Przed nimi stała Roxana Riddle wraz z Charliem Snatcherem.
- Przecież wy... zginęliście! - wymamrotał Ron.
- Hej wam. Jestem Victoria, Victoria Soren, a to mój kolega Jake.
- Eee?
- Przecież ty jesteś Roxaną! Jak przeżyłaś? Przecież tylko Harry obronił się przed Avadą Kedavrą?
   Harry'emu szybciej zabiło serce, ale wiedział, że coś jest nie tak...
- Przepraszam, może byłam trochę nietaktowna... - zaczęła Victoria, myśląc, że popełniła błąd.
- My nie jesteśmy tym, kim powinniśmy być. Ja jestem Jake Machorus. Moja dusza się tak nazywa, która wstąpiła w to ciało. Tak jak Victoria. O ile wiem, wyssano z naszych ciał prawowitych dusze. Musieliśmy znaleźć żywiciela, bo ktoś zmasakrował nas. Nie wiedzieliśmy co robić, ale pojawił się Maks Tenet. On nas zamknął w kapsule hibernacyjnej i kilkanaście dni temu wszczepił do ciał Roxany i Charliego.  Oni niestety już umarli...
- O my got... - szepnęła Hermiona.
- Profesor Tenet był kiedyś Uzdrowicielem. Potajemnie wysyłał dusze w kapsułach na inną planetę - powiedziała Luna. Nikt tego nie skomentował, prócz Victorii.
- Jak to na inne planety?
- Victoria, nie słuchaj jej. Ona plecie bzdury - zażartował Ron. Luna nadęła usta, powstrzymując się od ciętej riposty i odwracając się od nich plecami, bez pożegnania poszła w stronę zamku.
- Brawo, Ron - powiedziała kąśliwie Hermiona.
- My się wam nie przedstawiliśmy. Jestem Ginny, to Harry, Ron i Hermiona. Tamta dziewczyna to Luna. Lubi czasem zaskakiwać ludzi róznymi historiami - zachichotała.
- Hej, jestem Klara.
    Wszyscy obecni wzdrygnęli się gwałtownie. Nikt nie widział jak podeszła do nich dziewczyna. Miała rzadko spotykane ładne, fiołkowe oczy; śniadą cerę, pełne usta. Była szczupła, a jej włosy zostały profesjonalnie splecione w kłosa* opadającego na jej ramię.
- Widzę, że was przestraszyłam. No cóż, nie znacie mnie - mówiła to swobodnym tonem, jakby rozmawiała z osobami, z którymi gada od dawna -  Och... czy mnie piękne oczy mylą? Roxana Riddle i Charlie Snatcher... ale jak to możliwe? Przecież Charlie zakatrupił Roxanę, a Charlie wbił sobie nóż w serce... idiota - dodała pod nosem, by nikt nnie dosłyszał.
    Victoria wraz z Jakiem znowu opowiedziała historię swoją i kolegi. Klara stała niewzruszona, jakby ją ta wiadomość nie zszokowała.
- Przykro mi słyszeć taką historię. Dementorzy, którzy wyssali duszę, ale nie zdążyli się nie pożywić... no no... to ci dopiero... będę miała co opowiadać na starość.
    Wszyscy spojrzeli po sobie zdezorientowani.



Wyjaśnienia:
kłos* - ogolnie dziewczyny wiedzą, czym jest kłos, ale wiem, że czasem zaglądają tu chłopcy, którzy nie interesują się nazwami fryzur, więc mam nadzieję, że wybaczycie to wyjaśnienie. Kłos to jeden z wielu rodzajów kłosa, którego robi się z dwóch warstw włosów. Więcej informacji znajdziecie na wikipedii. Jeśli jakiegoś to chłopaka zainteresuje będzie hardcorem xD

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To druga sprawa. Zapraszam Was na stronki:

1. www.domanubisa.ubf.pl
Jest to strona całkowicie niezwiązana z Harrym Potterem, o ile pamiętam to związana z jakimś serialem. To strona chyba Victorii Soren. Szczerze powiedziawszy to sama nie wiem :D
2. www.swiaatmagii.aaf.pl
Jest to Szkoła Magii i Czarodziejstwa naszego ukochanego Maksa Teneta. Istnieje ona zaledwie tydzień i osoby są na niej mile widziane.
3. www.harvards.aaf.pl
To Szkoła Magii i Czarodziejstwa im. Hermiony Granger. To akurat moja strona ^^.
4. www.silencio.ubf.pl
To również szkoła Maksa Teneta (szaleje chłopak xD). Istnieje dłużej i również ludzie są na niej mile widziani.

Zapraszam na te strony. Poznacie wiele wspaniałych osób (i nie tylko wspaniałych ;D)

Chciałabym Was zapytać, czy chcielibyście podawać "zarys" tego, co chcielibyście przeczytać w następnej notce? Chcielibyście, by pojawiało się więcej wątków miłosnych, detektywistycznych czy chcielibyście też więcej morderstw?


A tak poza tym:
Powodzenia w nowym roku szkolnym! Czekajmy na kolejne wakacje :)