sobota, 28 lipca 2012

Część druga :)

Dedykacja dla:
obserwatorki bloga Rockie, która najczęściej zaglądała na tego bloga oraz dla Maksa Teneta ;)


    Harry odnalazł  drzwi do Departamentu Tajemnic. Bez żadnych przeszkód otworzył je i razem z pozostałymi towarzyszami wbiegł do pokoju ciemnym jak smoła. Równie dobrze wszyscy mogliby zamknąć powieki i iść po omacku. Hermiona zbliżyła się do jednych  z niewidocznych dla niej drzwi. Pociągnęła za klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć.
- Flagrate!
   Na drzwiach pojawiło się X, które mieniło się płonącymi jasno kolorami.
- Dobry pomysł, Hermiona - pochwalił ją Harry.
- To nic takiego sprawdźmy następne drzwi.
    I tak zaczęli przeszukiwać wszystkie pokoje i oznaczać, jak wcześniej Hermiona. W końcu Harry znalazł odpowiednie drzwi z kolorowymi lampkami. Wszedł, a za nim inni. Ginny przyglądała się lampkom wraz z Luną, jednak Harry pospieszył ich, by nie tracili czasu. Przeszli dalej przez następne drzwi i teraz szukali odpowiedniej kulki z przepowiednią. Kiedy znaleźli Harry podszedł i przez chwilę zastanawiał się, czy podjąć ryzyko... przecież przepowiednię znał, a tak pozbyłby się kłopotów i gonitwy śmierciożerców... Zaczął się tak wahać i nagle zauważył, że Luny nie ma w zasięgu jego wzroku.
- A gdzie jest Luna?
    W tej chwili pojawił się Lucjusz Malfoy z Luną. Luna stała oddychając ciężko, a Malfoy miał wycelowaną w nią różdżkę. Hermiona szybkim ruchem różdżki rozbroiła go. Lovegood podbiegła do swojej grupy i wyciągnęła różdżkę.
- Ich jest więcej! - krzyknęła
   I właśnie w tej krótkiej chwili śmierciożercy wyskoczyli z nie wiadomo skąd.
- UCIEKAMY! - ryknął Harry. Pobiegł do Sali Śmierci a za nim inni. I tam rozgorzała się mała bitwa.
- Potter, weź tę przepowiednię i grzecznie nam ją oddawaj! - zawołała Lestrange i przyciągnęła do siebie Hermionę, przykładając jej nóż do szyi.
    Harry zrezygnowany powędrował do sali z przepowiedniami i wziął ze sobą kulkę. Na twarzy Lestrange pojawił się szyderczy uśmiech. W tej chwili Hermiona uderzyła ją mocno łokciem w brzuch, zabrała nóż i w nagłym porywie nienawiści wepchnęła go w jej ciało. Wszyscy zamarli na chwilę i Harry poczuł respekt do Granger.
- No, Harry. Ją masz z głowy - uśmiechnęła się Hermiona i po chwili padła na ziemię. To Travers rzucił na nią zaklęcie pełnego porażenia ciała. Bellatriks leżała krwawiąc, a obok niej stał Lucjusz, który wymawiał różne zaklęcia.
- Drętwota! - krzyknął Neville w stronę Malfoya. Potem przemknęła mu myśl o zemście, więc wycelował w Bellatriks i krzyknął:
- PETRIFICUS TOTALUS!
    Harry krzyknął z radości tak, że wszyscy się wystraszyli. Do sali z łukiem wpadły nowe postacie. Tonks, Lupin, Syriusz, Kingsley, Szalonooki, a także nieznany Harry'emu mężczyzna. Był młody, miał brązowe oczy, kasztanowe, krótkie włosy, idealnie prosty nos. Potter jeszcze nigdy nie widział tego człowieka, a przecież dobrze pamiętał, że go nie było rok temu.
- Kim pan jest?
- Jestem Maks Tenet. Pomagam ci uratować Syriusza!
    Harry zaniemówił. Rzucił się jednak szybko na Syriusza i kazał mu uciekać. Black niechętnie zrobił to. Dumbledore wyłapał wszystkich śmierciożerców razem z Bellatriks. Voldemort widząc to wszystko uciekł i do pojedynku nie doszło. Tenet, który pomógł Dumbledore'owi złapać połowę śmierciożerców, uścisnął mu rękę i zniknął.

piątek, 27 lipca 2012

Część pierwsza

    Nadszedł dzień, który Harry pieczołowicie planował. O siódmej rano przy Izbie Pamięci razem z Ronem upozorowali pojedynek, a Alex Other zaczęła na nich krzyć tak głośno, bo ludzie w pobliżu nie mieli wątpliwości, że dostali szlaban. Hermiona powiedziała wszystkim, że Divia chce jej coś pokazać i, że będzie w jej gabinecie. Tymczasem wymknęli się do Zakazanego Lasu (z pomocą peleryny-niewidki Harry'ego) i tam Hermiona założyła na siebie, Harry'ego i Rona zmieniacz i przekręciła klepsydrę kilkanaście razy do tyłu.
     Słońce, które nie docierało do tych warstw lasu, widoczne były promyki słońca odbijające się w liściach. Hermiona zdjęła zmieniacz czasu i zawiesiła na swojej szyi. Harry przypomniał sobie, że niedługo będzie sprawdzian z historii magii. Szybko z przyaciółmi popędził do Wielkiej Sali, by naskrobać parę zdań, ale bał się, że znów uzna sen za prawdziwy. O dziewiątej już byli w ławkach i spoglądali się nerwowo po sobie, ale nie z powodu egzaminu, lecz z ich planów. Jednakże wszyscy uznali to za normalny przejaw, więc nikt nie interesował się nimi. Profesor Tofty rozdawal wszystkim arkusze z testami. Hermiona zgodnie z planem od razu zaczęła skrobać po pergaminie. Harry pisał zmyślone rzeczy, bo przecież i tak nie zdał z historii magii. Pomyślał przez chwilę, że nie czuje się senny, ale przecież ten sen musi się mu przyśnić. I nagle poczuł rażącą senność, czuł, że nareszcie zaśnie. Widział mężczyznę... tak, to Syriusz... stojącego przed samym Voldemortem... Black sprzeciwiał się Czarnemu Panu... Harry widział wijącego się z bólu Syriusza... jego podświadomość mówiła, żeby go ratować, ale drugi głos rozsądku szeptał, że to bujda, Syriusz siedzi spokojnie w domu swojej matki... sam, uwięziony... bez możliwości opuszczenia domu, ścigany przez wielu czarodziejów...
     Harry nagle się ocknął i jak wcześniej czuwał przy nim profesor Tofty i mówił:
- Tak już ma młodzież, stres egzaminów, ot co... Może trzeba iść do pielęgniarki?
- Nie, dobrze się czuję... Nic mi nie jest.
- To może dokończysz pisać egzamin, co?
- Nie, znaczy... myślę, że napisałem wszystko, co mogłem napisać...
- No dobrze, to idź i połóż się. Sen dobrze ci zrobi.
- Tak... tak zrobię. Do widzenia.
     Harry popędził przed siebie. Miał dylemat. Jak nie pójdzie do kominka Umbridge, Stworek zapewne powiadomi o tym Malfoy'ów, ale też może dzięki temu wyzbyć się kłopotów. Przez jedną decydującą chwilę podjął decyzję. Ruszył śmiało w kierunku gabinetu Umbridge. Użył specjalnego, wielofunkcyjnego scyzoryka, którego dostał od swojego ojca chrzestnego. Wszedł, przez chwilę szukał pudełka z proszkiem Fiuu. Przeczesując teren wzrokiem zobaczył małe pudełeczko, sięgnął po nie i wziął garść proszku. Rzucił w ogień, którego płomienie zabarwiły się na kolor zielony i włożył głowę do kominka. Znów poczuł uczucie jakby znajdował się w dwóch miejscach naraz. Pomimo, że głowę miał w salonie domu Syriusza, ciągle czuł nogi na zimnej posadzce. Zaczął wołać Syriusza. Zamiast niego pojawił się Stworek.
    Potter poczuł do skrzata niszczycielską nienawiść, tak bardzo, że mógłby rzucić na Stworka samo zaklęcie Mordercze. Chłopiec jednak postarał się, by ta nienawiść nie pojawiła się na twarzy i zapytał:
- Gdzie jest Syriusz?
- Nie ma go tutaj.
- Gdzie jest Syriusz? - powtórzył Harry, siląc się na nienapastliwy ton.
- Poszedł...
- Gdzie?
- I juz nie wróci... - dokończył Stworek mściwym tonem, ignorując ostatnie pytanie Harry'ego.
   Ale Harry zanim zdążył coś powiedział, usłyszał trzask drzwi. Ku jego przerażeniu przyszła Umbridge, a za nią Ginny i Neville, których trzymał Draco i jakiś chłopak, nieznany Harry'emu.
    Później doszli inni Ślizgoni z Luną, Ronem i Hermioną. Jak wcześniej jedynie Luna stała spokojnie z rozmarzoną miną. Ginny siłowała się z Draconem, Ron próbował deptać po piętach Ślizgonowi, który go trzymał. Hermiona i Nevile szarpali się w miejscu. Umbridge stała zadowolona i nuciła pod nosem, przeglądając w szufladzie dekrety.
- Mów, Potter, z  kim rozmawiałeś? - zapytała swoim słodkim, a zarazem obleśnym jak swój różowy sweterek głosem.
- Nie powinno to panią obchodzić.
- Tak sądzisz? Włamałeś się do mojego gabinetu i stwierdzasz, że nie powinno mnie to obchodzić?
- Harry szukał profesora Dumbledore'a! - wydyszała Hermiona, która wciąż szarpała się wyższą o dwie stopy od niej Ślizgonką.
- A gdzie niby miałby go znaleźć?
- Pomyśleliśmy o Dziurawym Kotle... - mówiła nerwowym nieco tonem.
- Głupia dziewczyno! Myślałaś, że Dumbledore by chodził po jakiś Kotłach?!
- MY CHCIELIŚMY SIĘ  ZAPYTAĆ CZY MOŻEMY UŻYĆ NOWEJ BRONI! - wybuchnęła Hermiona, ukrywając, a Harry od razu wiedział, że Hermiona udaje.
- Jaka broń? - zapytała podekscytowana jak mała dziewczynka Umbridge, ciesząc swoją ropuchowatą twarz.
- My... my nie wiemy, czym naprawdę to.. jest, ale to jest bardzo duże... i to jest TUTAJ! - powiedziała Hermiona, doskonale inscenizując płacz.
- Tu? W zamku?
- Nie! W Zakazanym Lesie! To jest za duże, by to tu trzymać!
- Prowadź. Chodźcie. - powiedziała władczym tonem do Ślizgonów.
- NIE! JA  ICH TAM NIE ZAPROWADZĘ!
- To nie od ciebie zależy.
- A niech zobaczą! Może wreszcie pojmą jaką jest pani okropną nauczycielką i użyją jej przeciwko pani! Tak, pani jest wstrętna! Zobaczy pani dzieło... wielkie dzieło Dumbledore'a!
    Pomimo złości profesor Umbridge, widać było, że wielkie wrażenie sprawiły jej te odważne słowa Hermiony.
- Dobrze..  - powiedziała cichym, zapewnie chciała uzyskać matczyny ton. - Chodźmy, ty, ten rudzielec i Potter.
    Wszedł Snape.
- Tak?
- Zapomniałabym. Masz veritaserum? Nie chcą oni powiedzieć, gdzie jest Dumbledore.
- Przecież dawałem wcześniej eliksir prawdy. Mówiłem, że wystarczy jedna mała kropla na cały napój. Chyba nie zużyła pani wszystkiego?
   Umbridge zaczerwieniła mi się.
- Ale można jeszcze uwarzyć następny, prawda?
- Oczywiście, zajmie mi to sześć miesięcy.
- SZEŚĆ MIESIĘCY! Snape, ja nie mam zamiaru czekać na jakiś eliksir pół roku!
    Harry, który się wahał, bo przecież, gdyby nie Snape, to Syriusz zostałby w domu... ale nie pojawiliby się członkowie Zakonu Feniksa. Podjął decyzję.
- DORWAŁ ŁAPĘ!
- Jaką Łapę? Kto dorwał? Snape, co to ma znaczyć? - zapytała opryskliwie Umbridge.
   Ron i Hermiona popatrzyli po sobie z przerażeniem. Snape jak wcześniej udał, jakby usłyszał coś niezrozumiałego, ale tym razem zauważył Harry, że jego źrenice lekko się zwęziły.
- Potter, co ty pleciesz? Jakbym chciał, byś mi tu mówił niezrozumiałe rzeczy to dałbym ci do wypicia Eliksir Blekotu.
   Harry w duchu się ucieszył, że Snape złapał haczyk.
- Odejdź mi z oczu Snape.
   Snape wyszedł bez pożegnania z gabinetu.
- To my idziemy sprawdzić tę broń.
    I tak wyszli z gabinetu. Kiedy przechodzili obok Wielkiej Sali, w którym teraz wszyscy śmiali się i rozmawiali zapewne o egzaminach. Harry czuł podniecenie, nadzieję, której nic nie mogło zgasić. Uratuje Syriusza i to już niedługo...
    Już byli w Zakazanym Lesie i Hermiona poprowadziła ich do Graupa, który tak jak wcześniej zaatakował Umbridge. Chwilę później zjawili się centaury, którzy zaatakowali olbrzyma. Hermiona, która pamiętała, jakie błędy popełniła bała się, że ich także zaatakują.
- Wy sakramenckie istoty! Jesteście tu tylko dlatego, że Ministerstwo Magii podpisało zgodę na to, byście tu mieszkały!
   Strzała świsnęła koło niej.  Harry, Ron i Hermiona popędzili ile sił w nogach ku brzegowi lasu i co ich zadziwiło, to nikogo nie spotkali po drodze prócz trestali i Ginny, Neville'a i Luny.
- Dobra, siadajcie na trestale! - wykrzyczał szybko Harry, a oni wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
- No dalej! - popędzał ich Harry.
   I tak oni dosiedli się na trestale i pofrunęli na tych stworzeniach. Kiedy już zniżyli się przy wejściu dla zwiedzajćych, Ron wykręcił odpowiedni numer, a Harry powiedział szybko:
- Harry Potter, Luna Lovegood, Hermiona Granger, Neville Longbottom, Ginny Weasley i  Ron Weasley chcemy kogoś uratować! Chyba, że Ministerstwo zrobi to szybciej!
- Witam, proszę odstawić słuchawkę.
    Ron posłusznie odstawił słuchawkę na miejsce i po chwili budka telefoniczna jakby zapadła się pod ziemię, a zamiast mugolskich pieniędzy wyleciały żetony. Harry przypiął jedną do swojej bluzy "Harry Potter, Misja ratunkowa". Gdy znaleźli się w Ministerstwie, szybko pobiegli do Atrium.

Przepraszam, jutro będzie kolejna część.

środa, 25 lipca 2012

Dedykacja dla:
Divii Russo, Toma Salazara Riddle'a, Alex Other i Klary

    Harry zamknął pospiesznie drzwi za sobą. Jego oszołomienie nie miało umiaru, ale też poczuł lekkie ukłucie wstydu, gdyż sam nie chciałby, by ktoś podsłuchiwał go w tak ważnych dla człowieka chwilach. Przypomniał sobie jak kiedyś z Ronem podsłuchiwali Hagrida, szybko jednak pozbył się tej myśli. Postanowił, że w najbliższy piątek zrobi wypad, by uratować Syriusza. Usłyszał nagle, że Divia go woła:
- HARRY! WRACAJ!
    Harry miał przez sekundę ochotę szybko uciec, ale podświadomie poszedł w stronę skrzydła szpitalnego. W końcu, gdy doszedł do drzwi, Divia szepnęła:
- Tom chciałby z tobą rozmawiać.
    Potter wszedł znów do skrzydła. Tym razem profesor Riddle był całkowicie przytomny i choć wyglądał mizernie i blado, tryskał energią.
- Widziałeś gdzieś mój zmieniacz czasu?
- Nie widziałem... - Harry nie mógł mu spojrzeć prosto w oczy, więc za obiekt zainteresowań wziął okno, przez które widać było wieżę astronomiczną.
- Kłamiesz.
    Widocznie Riddle znał legilimencję, ale jak mógł wedrzeć się do umysłu Harry'ego, skoro nie miał z nim kontaktu wzrokowego? Jednakże Potter szybko otrzymał odpowiedź na to zadane w myślach pytanie.
- Czułem jak ktoś zabiera mi zmieniacz, ale nie mogłem się poruszyć. A przecież wiem, że ty, Harry, potrzebujesz go, by uratować niejakiego Syriusza Blacka...
   Z ust Divii wyrwał się zduszony okrzyk.
- To on zginął z rąk śmierciożerców... - wyszeptała, a potem po chwili namysłu zapytała:
- Jak Potter ma uratować kogoś, kto nie żyje?
- Zmieniacz czasu, kochana, podróż taka może wszystko zmienić. Nieźle obmyślane, Harry. Ale postąpiłeś perfidnie, gdyż złamałeś umowę.
- Jaką umowę?
- To już jest sprawa między mną a Harrym.
    Divia, która już chciała się odgryźć, na widok miny Toma zreflektowała się. Nie chciała nikomu uprzykrzać życia po takich przeżyciach. Jedynie ze zdumioną miną przysłuchiwała się owej wymianie zdań.
- Jednak rozumiem, że bardzo ci zależy na tym człowieku.
   Harry, którego zaskoczyła decyzja profesora Riddle'a nagle chciał mu opowiedzieć, jaka żałość go umuje, gdy widzi codzennie rano sowy i jak wypatruje sowy dla siebie, jakby Syriusz miałby do niego wyslać list... ta dziecinna chwila nadziei rozgrzewająca serce jak ogień i chwila, gdy wszystko zostaje brutalnie przygaszone...
- Mogę ci pomóc, Harry.
- Jak?
- Przeniosę się w czasie razem z tobą. To nie jest zwykły zmieniacz. On powoduje, że wy jako wy z przeszłości znikacie, a zostajesz tylko ty. Moja ulepszona wersja. Sam ją stworzyłem - rzekł Tom z nutą dumy w głosie.
- Czyli, że nie muszę się ukrywać przed innymi?
- Tak, ale musisz być ostrożny.
- Czyli... po prostu muszę zignorować sen...
- Jaki sen?
- Hmm? Co? Nieważne... - mruknął Harrz, a jego myśli galopowały hen daleko.  - Ale przecież jak mam wrócić tutaj?
- To proste, musisz zrobić 3 obroty do przodu. A wtedy będziesz  w teraźniejszości.
- Ale co będzie skoro mnie nie będzie w teraźniejszości?
- Ja ciebie mogę kryć. - powiedziała Alex, która prawdopodobnie podsłuchiwała za drzwiami i odważyła się wejść. - Powiem, że dostałeś szlaban za pyskowanie do inkwizytora i tyle.
- Dzięki.
- Nie ma za co, panie Potter. Widział pan taką ładną dziewczynę, co siedziała obok Evy?
- Taak, widziałem... - odpowiedział powoli Harry, przypominając sobie ładną dziewczynę, która natarczywie się na niego patrzyła.
- To coś czuję, że wpadłeś jej w oko.... Klara się nazywa. - Alex puściła do Harry'ego oko i wyszła z sali.

wtorek, 24 lipca 2012

Dedykacja dla:
Divii Russo oraz Toma Salazara Riddle


    Pół godziny później uroczystość pogrzebowa. Wszyscy się rozeszli, gdy nagle jakiś starszy mężczyzna zaczepił Harry'ego.
- Chłopcze, czekaj! Moje nogi nie są już takie sprawne jak kilkadziesiąt lat temu - wykrzyczał słabym głosem. Harry posłusznie na niego zaczekał, zastanawiając się, o co może chodzić zacnemu człowiekowi.
- Mógłbyś to dać Minerwie? - zapytał i wepchał mu w ręce bukiet kwiatów, składających się z samych czerwonych róż. - Tak jak dla przyjaciółki to mogą być, prawda? - zapytał, źle odbierając ogłupiałą minę Pottera.
- Oczywiście, zaniosę je.
- Dzięki, chłopcze.
    Harry chcąc nie chcąc powędrować do skrzydła szpitalnego. I nagle wyklinał siebie za to, że nie zapytał się o dane osobowe mężczyzny. Wszedł do środka i zobaczył Toma Salazara Riddle'a leżącego na łóżku w bezruchu, a obok niego siedziała Divia, która wpatrywała się w jego twarz z troską. Dla Harry'ego był to fenomenalny widok, gdyż wszyscy zdążyli sobie wyrobić opinię na temat Divii i Toma, jako że są osobami, które nienawidzą się tak bardzo, że gdyby mogły to pozabijałyby się nawzajem. Dalej, za parawanem było widać torbę profesor McGonagall. Harry zdecydowanym krokiem przeszedł obok łóżka z profesorem Riddle'em i zobaczył spiącą nauczycielkę transmutacji. Nie chcąc jej budzić postawił kwiaty na jej stoliku. Już chciał wyjść zza parawanu, gdy nagle usłyszał głos Divii.
- Tom, tak bardzo się martwiłam. Myślałam, że... że... - jej głos załamał się.
   Widocznie nauczyciel numerologi obudził się.
- Divia, to ty? - zapytał. Był jeszcze nieprzytomny, nie widział wszystkiego wyraźnie.
- Tak, to ja... Nic nie mów - szybko ostrzegła go, przykładając swój palec do jego ust. - Pani Pomfrey prosiła mnie bym ci kazała wypić Szkiele-Wzro.
   Divia dała mu do wypicia eliksir. Tom skosztował go, ale chwilę później małoby tego nie wypluł. Otóż Szkiele-Wzro nie smakowało najlepiej, równie dobrze można by było jeść popiół. Divia cicho zachichotała jak mała dziewczynka i chusteczką wytarła Tomowi wargi.
- Śpij, powinieneś odpoczywać - powiedziała pogodnie, wyraźnie czując ulgę.
- Divia, ja... ja byłem taki... a ty teraz... - Tom nie umiał sklecić zdania, ale Divia jedynie się lekko uśmiechnęła i rzuciła mu lekko aprobujące spojrzenie, że Tom zrozumiał od razu, że jej lęk o niego pozwolił jej wybaczyć jego ostatni incydet. Jako że jestem narratorem i wiem wszystko, pozwolę sobie ją wam opowiedzieć.
    Otóż jeszcze, gdy Divia i Tom nie ukończyli szkół poznali się podczas meczu quidditcha Brazylia - Argentyna. Niedługo potem zaczęli ze sobą chodzić. Uczęszczali do tej samej szkoły, Beaxbatons. Minęły lata a oni wciąż byli razem. Wiele osób uważało ich za wzorową parę i nikt nie myślał, że Tom odważy się na taki incydent. Pewnego dnia zniknął bez wieści i pojawił się dopiero teraz. Divia myślała, że zginął i rozpaczała po nim. Miała problemy z uczuciami. Kiedy Tom powrócił zaczęła nim gardzić, ale kiedy Tom został ranny uświadomiła sobie, jak bardzo przywiązała się do niego. Pomimo, że ją rozczarował, czuła wirujące motyle w brzuchu na widok jego twarzy. Rozkosz siedzenia tuż obok niego, ale jednocześnie żal, że już nie będzie tak jak kiedyś. Bała się, że znajdzie sobie inną dziewczynę. Jednak nie mogła wytrzymać nadmiaru swoich uczuć i została z nim w skrzydle szpitalnym.
    Harry nie chciał być śiwadkiem ich rozmowy, ale stał jakby go spetryfikowano.
- Divia... kocham cię... - wymamrotał Tom i zagłębił się we śnie.
   Divia znieruchomiała. Jej serce eksplodowała ze szczęścia, poczuła ulgę, jakiej nigdy nie doznała w ciągu dwóch lat. Gdyby mogła śpiewać, śpiewałaby głośno wesołe piosenki. Upewniła się w myśli, że jest przez kogoś kochana.
- Ja też cię kocham - szepnęła i ucałowała go w czoło.
   Profesor McGonagall obudziła się.
- Potter, co ty tu robisz? - zapytała cicho.
- Ja... nic, miałem pani przekazać te kwiaty. Życzę miłego dnia i powrotu do zdrowia. - i szybko się wycofał. Kiedy Divia go zauważyła, rozszerzyły się jej źrenice i Harry modląc się w duchu, by nie było żadnej draki uśmiechnął się do niej nerwowo.


Dla wszelkiej jasności: Te opowiadania są całkowicie zmyślone!
Dedykacja dla:
   Ewusiaczek ♥

  W Hogwarcie od tej pory ucichło. Nadchodził dzień pogrzebu Roxany i Charliego. Harry wcale nie miał zamiaru iść na tę uroczystość, jednakże zmienił zdanie, gdy Hermiona ciągle go namawiała w wolnej chwili. Ron, który czuł miętę do dziewczyny również niechętnie poszedł na pogrzeb. Profesor McGonagall wraz z profesorem Riddle'em musieli zostać w skrzydle szpitalnym. Wszyscy mówili tylko o tej ostatniej przygodzie.
- Nigdy bym nie uwierzyła, że Roxana stoi po stronie Sami-Wiecie-Kogo.
- Ale szkoda, że zginęła... Ładna była.
     Alex, która nigdy nie rozstawała się z Divią, tym razem szła samotnie ku błoniom. Panny Russo nie było. Harry idąc wraz z przyjaciółmi natknął się na dziewczynę, która nie mogła powstrzymać płaczu. Hermiona spojrzała na nią ze współczuciem, objęła i zapytała:
- Kogo znałaś? Roxanę czy Charliego?
- Roxanę... - wykrztusiła dziewczyna. - To moja siostra, poszła złą drogą i... ona mogła nie zginąć! - wybuchnęła
- A jak masz na imię? - zapytał łagodnie Ron
- Eva. Eva Riddle. A wy jak się nazywacie?
- Ja jestem Hermiona, to Ron, a to Harry.
- Harry Potter? - zapytała odruchowo Eva i gwałtownie czknęła.
- Tak, to ja. Może chodźmy już na błonia, bo uroczystość niedługo się zacznie?
    Idąc napotkali Hagrida, który był ponury.
- Pamiętacie, jak Hermiona dodała Charliemu do soku jakiś wywar?
- Wywar odurzająco... - próbował sobie przypomnieć Ron
- Ja pana kocham... a pan mnie odrzuca - przedrzeźniała Charliego Hermiona. Wszyscy, nawet Eva wybuchnęli śmiechem.
- Eva, nigdy nie widziałem ciebie w tej szkole... - zaczął Harry
- Nie dziwię ci się. Ogólnie uczę się w Beaxbatons. Ale dostałam pozwolenie na przyjazd na pogrzeb mojej siostry.
- A z kim przyjechałaś? - zapytała Hermiona
    Eva na to pytanie nie odpowiedziała.
- A jak ona... no wiecie... zginęła?  - zapytała
- Przypadkowo dostała Avadą...
    Eva wybuchnęła płaczem. Ron nieśmiało przytulił ją do siebie. Dziewczyna lekko odepchnęła go od siebie.
- Zginęła przez przypadek! Mogła żyć...
- Brawo, Ron. - szepnęła cicho Hermiona
- Chciałem dobrze... - zaczął, ale Hermiona ciągnęła dalej.
- A znałaś Charliego?
- Nie, a kto to jest?  - zapytała Eva, ocierając oczy rękawem.
- To chłopak, który odebrał sobie życie dla niej.
- Chłopal, który ją zabił. - powiedział Harry, ale chwilę później poczuł ból, gdyż Hermiona nadepnęła go na palec u nogi.
- Auu!
- Co się stało, Harry?
- Nie, nic, przez przypadek się uderzyłem...
    Nagle zabrzmiała muzyka, która koiła wszystkich. Zupełnie jak śpiew feniksa. Napełniała serca spokojem ducha, również dając nadzieję na lepsze jutro. Eva, która wcześniej miała w oczach łzy teraz miała twarde, odważne spojrzenie. Była gotowa na tę uroczystość. Harry'emu mimowolnie przypomniał się charakter Ginny. Pięć minut później Hagrid niósł ciało Roxany. Eva lekko drgnęła, jakby chciała pobiec w stronę swojej siostry. To było dla niej okropne przeżycie... widzieć siostrę, która nigdy się nie ocknie... która nigdy nie nakrzyczy na nią... bo ona zasnęła i nigdy się nie obudzi. Jej beznadziejna rozpacz teraz była gorsza od łez, o wiele gorsza. Harry nie mógł się patrzeć na Evę, bo bardzo mu przypominała Roxanę. Bez zaproszenia przechodziły przez jego głowę niechciane myśli. Pogoda kpiła sobie z uczuć wielu pokrzywdzonych ludzi. Eva czuła się jakby był to koszmar, z którego obudzi się wtedy, gdy to się skończy.
     Hagrid złożył Roxanę do trumny. Zgodnie z obyczajami czarodziei teraz najbliżsi musieli podejść do ciała i złożyć wieńce. Eva ruszyła drżąc tak bardzo, że Harry szczerze jej współczuł. Widok bladej twarzy był nie do zniesienia. Eva złożyła pocałunek na zimnym policzku Roxany i odeszła, nie chcąc patrzeć na jej ciało ani minuty dłużej. Następnie Graup odniósł ciało Charliego. Do niego podeszła niska, szczupła kobieta wraz z przysadzistym, zaledwie kilka centymetrów wyższym od niej mężczyzną. Mistrz, który prowadził uroczystość powiedział kilka słów o Roxanie i o Charliem, ale nikt go nie słuchał. Wszyscy w zamyśle odpędzali się od niechcianych myśli.
   Zanim będziecie czytać nowy wątek tej historii to chciałabym pokazać Wam "schemat" tego bloga


http://hogwarts.tnb.pl/forum/viewthread.php?forum_id=39&thread_id=467---> http://potteromaniadlaprawdziwychpotteromaniakow.blog.onet.pl/ ---> http://harry-potter-swiat-fantazji.blogspot.com/

   To dla osoby, która mnie poprosiła o to, bym w jakiś sposób umieściła wszystkie rozdziały w jakimś jednym miejscu.
  
   Druga sprawa. Jeśli chcielibyście uczestniczyć w rozwoju bloga pod względem nowych postaci to proszę napisać o tym w komentarzu bądź na profilu zapytaj czy gdziekolwiek indziej. A jeślibyście chcieli dedykację dla kogoś bądź dla siebie również proszę się ze mną skontaktować, a najlepiej napisać o tym również na komentarzu. 

    Dedykacja dla:
Mojej najlepszej przyjaciółki, Sylwii, która dziś będzie główną bohaterką opowiadania oraz dla Niki Sulivan, mojej przyjaciółki z Harvardu.


    Pewnego dnia Hermiona wymknęła się rano, by śledzić profesora Riddle'a. Nauczyciel wraz innymi współpracownikami szkoły jadł śniadanie. Kilkanaście minut później dołączyli do niej Ron i Harry. Nagle całą Wielką Salę przeszył nagły, krótki huk. Większość  osób szybko poderwało się z miejsca, a Harry pobiegł jak strzała w kierunku korytarza. Zauważył Roxanę i Ginny, które wyraźnie się kłóciły i Harry pomyślał, że któraś z nich w odruchu rzuciła na drugą zaklęcie, które trafiło w ... małą paczuszkę, która leżała na podłodze.
- Harry, ona jest od Voldemorta! - zawołała Ginny, wskazując na paczuszkę. - Widziałam ją przy Pokoju Życzeń...
- Tak, to prawda. Jestem od Czarnego Pana - powiedziała, ale nie zauważyła, że właśnie wyszedł z Wielkiej Sali Albus Dumbledore i kontynuowała. - Czarny Pan chciał bym pilnowała Dracona, żeby dokonał swojego zadania. Jednak on stchórzył... Nawet nie wiecie, jaką pogardę czułam, kiedy słyszałam, jak ten głupi Malfoy się przechwalał, że musi tu coś wykonać i zleceniodawca będzie z niego dumny.
- Sprytne, panno Riddle. Bardzo sprytne. Wszyscy uwierzyli w pani historię. I wiemy, dlaczego Severus nic nie powiedział.
- On tu pracuje dla Voldemorta! Pan jest naiwny!
- Otóż to nie jest takie jasne jak ci się wydaje, panienko.
- Panie profesorze, ona tu przyslała śmierciożerców! - zawołała Ginny.
    Profesor McGonagall wysłała szybko wiadomość patronusa, a harry szybko pomyślał o Zakonie Feniksa.
- Oni już są w drodze... już wam nikt nie pomoże.
- Jak oni tu  mieliby wejść? - zapytał głośno Ron, który teraz zapałał do Roxany wielką nienawiścią.
    I właśnie wtedy na korytarzu pojawili się Bellatriks Lestrange, Lucjusz Malfoy, Nott, Macnair, Yaxley i na końcu Fenrir Greyback. I tak zaczął się wir walki, Ginny pojedynkowała się z Roxaną, profesor McGonagall z Lestrange, Tom Salazar Riddle z Lucjuszem Malfoyem. Kiedy Tom padł po zaklęciu Malfoya, Harry szybko podbiegł i ukradł mu zmieniacz czasu. Chwilę później na korytarzu pojawiły się nowe postacie: Remus Lupin, Tonks, Nika Sullivan, Szalonooki i inni członkowie Zakonu Feniksa.
- Hej! - powitała wesoło Harry'ego, Rona i Hermionę Tonks. - Nie ma to jak pojedynek. A to jest moja siostra, Nika - przedstawiła im dziewczynę z długimi ciemnymi włosami, która już walczyła z śmierciożercami powalając jednego na ziemię. Tonks chwilę później wtoczyła się w pojedynek z Bellatriks Lestrange. Hermiona razem z Ronem zajęli się Greybackiem, a Harry wybudzał Toma.
   Najbardziej zaciętą walkę toczyły Roxana i Ginny. Charlie, który do tej pory walczył z niskim, przysadzistym śmierciożercą wycelował w Weasley różdżkę i wykrzyczał:
- Avada Kedavra!
   I wtedy Nika zaklęciem odepchnęła zaklęciem Ginny, którą zaklęcie minęło zaledwie o cal i w konsekwencji trafiło Roxanę. Charlie zawył i podbiegł do martwej dziewczyny. Z jego oczu wypłynęły łzy. Czuł jakby jego serce oplotły diabelskie sidła i nie dały mu spokoju. W porywie emocji wyciągnął nóż i wbił go sobie w serce. Hermiona krzyknęła głośno. Ron ją do siebie przytulił, pocieszając ją.
   Większość śmierciożerców została okiełznana przez członków Zakonu Feniksa, a ci, którzy się nie dali szybko rzucili się do ucieczki. Nika pobiegła za nimi, celując w Fenrira Greybacka oszalamiaczem, ale wiłkołak uniknął promienia.
    Harry podszedł do ciała Roxany. Nie wiedział, co ma czuć. Patrzył niewidzącymi oczami w jej twarz. Myślał, że ona naprawdę chciała z nim chodzić, a teraz już dla niego nic nie miało znaczenia. Wsunął dłoń do kieszeni i poczuł zimny zmieniacz czasu... zimny jak Roxana. Pomimo, że przez chwilę czuł do niej nienawiść, nie mógł powstrzymać tych łez piekących jak ogień, niechcianych, a jednak upragnionych. Ginny popatrzyła na Harry'ego, podeszła i stała tak w milczeniu, co Harry'emu odpowiadało. Nie chciał, by ktoś go w tej chwili zadręczał. Teraz miał jasny cel - uratować Syriusza.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Dedykacja dla:
Divii, Alex oraz Toma


- Jak dacie mi różdżkę, to dam wam w zamian zmieniacz czasu. - zanegocjował Tom, który otrząsnął się szybko po myśli o Divii.
- Ale po co panu rózdżka Dumbledore'a? - zapytał Ron zanim ugryzł się w język, co skwitował cichym stęknięciem z bólu.
- A dlaczego chcecie zmieniacz czasu, hmm? - odpowiedział retorycznie Tom.
- Spróbujemy zabrać różdżkę Dumbledore'owi, pasuje? - oznajmił Harry, a Hermiona mu szepnęła do ucha:
- Zwariowałeś!
- Najpierw różdżka, potem zmieniacz.
- A skąd mielibyśmy pewność, że pan nie oszukuje? Równocześnie oddamy różdżkę i zmieniacz.
- Niech wam będzie.
    I rozeszli się jakby nigdy nic.
                                             
                                                                    ***
    Następnego dnia wszyscy nauczyciele byli bardzo spięci i łatwo wybuchali. Profesor McGonagall skarciła już Neville'a za to, że przemienił przez przypadek Hermionie uszy na pory. Otóż Divia Russo i Alex Other, które były bliźniaczkami dwujajowymi, więc tylko trochę się różniły wyglądem. Pracowały w Ministerstwie Magii i w Hogwarcie dbały o bezpieczeństwo uczniów, ale także wizytowały nauczycieli. Były wykształcone w wielu dziedzinach. Tym razem wizytowały na lekcji numerologii, którą prowadził Tom Salazar Riddle. Był dziwnie ponury. Divia zapisywała notatki, a Alex wędrowała po klasie, pytając wybrane osoby, co sądzą o nowym nauczycielu.
- Parvati, czy podobają ci się lekcje numerologi?
- Tak, bardzo. Są takie fascynujące.
- Fascynujesz się numerologią?
- Taaak, a jeszcze bardziej osobą, która ją naucza - wypalił bez zastanowienia Dean. Wszyscy stłumili śmiech. Parvati ze łzami w oczach opuściła klasę. Za nią pobiegła Lavender. Divia zachichotała szyderczo. Tom miał za dużo żalu w sobie do niej, by odważyć się spojrzeć Russo w oczy.
- A jak tobie podobają się lekcje? - zapytała Alex Hermionę, która znając wybuchowość siostry, chciała przywrócić normalny obieg lekcji.
- Mogą być.
- A wolisz pana Riddle'a czy profesor Vector?
- Szczerze to wolę profesor Vector, ale to może dlatego, że nie przyzwyczaiłam się do nowego nauczyciela.
- Rozumiem, no cóż, myślę, że to wszystko. Prawda, Divia?
    Divia nie odpowiadała.
- Divia? - zapytał cicho Tom
- Przepraszam, zamyśliłam się - powiedziała głośno Divia, ignorując Toma. - Tak, to wszystko. Wyniki wizytacji otrzymasz, znaczy otrzyma pan w ciągu 7 dni. Do widzenia.
   I wyszła z klasy, gubiąc przy tym pióro. Do tego pióra szybko podbiegły dwie osoby: Ron i profesor Riddle. W klasie wybuchły śmiechy, a Hermiona popatrzyła na nich z taką aprobatą, że i Ron i Riddle się zmieszali.
Dedykuję ten wpis trzem osobom:
Divii Russo
Alex Other
i Tomowi Salazarowi Riddle
 

   I tak Harry od tego dnia próbował wedrzeć się do umysłu Voldemorta. Jednakże na próżno.
- Mówiłam ci, że nic  z tego nie będzie - powiedziała znudzonym już tonem po raz setny Hermiona. - Odpuść sobie, przecież nawet gdybyś poznał imię tego kogoś to skąd miałbyś wiedzieć, gdzie ten człowiek się znajduje?
- Hermiono, znajdę sposób i tego człowieka, choćbym musiał przez to umrzeć.
     Hermiona nic nie odpowiedziała.

                                                        ***

     Następnego dnia Harry, Ron i Hermiona normalnym trybem życia rano poszli do Wielkiej Sali, by zjeść śniadanie. Nad ich głowami przelatywały sowy pohukiwając i wyszukując nadawców listów bądź paczek. Usiedli obok Lavender i Parvati, które między sobą rozmawiały tak żywo, jakby zobaczyły coś mocno ekscytującego.
- Pewnie Firenzo pokazał im jakąś chmurkę i przez tyle dymu... - powiedział Ron, nie dbając o to, by dziewczyny tego nie dosłyszały.
- Nie, nie o to chodzi, jakbyś chciał wiedzieć. - powiedziała zgryźliwe Parvati
- Oooch, idzie! - pisknęła Lavender i obie odwróciły głowy do stołu nauczycielskiego.
     A tymczasem szedł wysoki mężczyzna o szczupłej sylwetce z jasnymi włosami. Na jego policzku była ledwo dostrzegalna rana. Harry przewrócił dzbanek z sokiem dyniowym, który zabarwił obrus na kolor pomarańczowy.
- To on! Ten facet ze snu, na 100%! - szepnął cicho Hermionie do ucha, tak, by Parvati i Lavender tego nie usłyszały.
- A wy wiecie czasem jak ten się nazywa? - zapytała Hermiona dziewczyn
- Tak, to Tom Salazar Riddle. Przystojny, prawda? - rozpływała się na jego widok Lavender
- Mnie się tam nie podoba... A dlaczego on tu jest?
- Przecież on zastępuje profesor Vector. Biedna zachorowała tak bardzo, że nie mogła już uczyć numerologii.
- Niee! - szepnęła cicho Hermiona.
- Wiesz, jak dla mnie to zmiana jest korzystna... - powiedziała Parvati - Lav, chodź, musimy się przedstawić panu Tomowi
    I poszły.
- Czy to nie jest dziwne? - zaczął Harry, ale Hermiona nie dała mu dokończyć.
- Jest i to bardzo, Harry. Ale kto to jest?
- Kto?
- Tam, te dwie dziewczyny siedzące obok tego Riddle'a?
     Harry i Ron popatrzyli na dziewczyny i ich miny stężały w zdumieniu. Miały ładne, kasztanowe włosy i były bardzo podobne do siebie.  Promienie słońca migotały w ich kosmykach, że większość chłopców wlepiła bezwstydnie w nie wzrok. One jednak zdawały być pochłonięte rozmową tak, że nie widziały nic, co się wokół nich dzieje.
- To wile! - wychrypiał Ron
- Mniejsza o nie, musimy ustalić, po co tutaj oni są! - szepnęła natarczywie Hermiona, a kiedy to nie działało, uderzyła Rona mocno w policzek.
- Auu, kobieto opanuj się!
- Przepraszam, innego sposobu nie wymyśliłam - powiedziała rozbawionym tonem Hermiona
- On ma zmieniacz czasu, patrz! - Harry pokazał ręką w kierunku Toma. Młodzieniec zauważył Harry'ego i po chwili wahania wstał i podszedł w stronę Rona, Harry'ego i Hermiony.
- Witam. Nazywam się Tom Salazar Riddle, będę was tutaj nauczał numerologii. Och, to pan, panie Potter. Bardzo miło mi pana poznać. - i podał rękę Harry'emu, który natychmiast mu ją uścisnął. - A jak nazywają się pańscy przyjaciele?
- To Ron Weasley i Hermiona Granger. Skąd ma pan tem zmieniacz? - wypalił Harry
- Ten? To długa historia, a dlaczegoż pytasz?
- Chciałbym go od pana pożyczyć.
- Harry! - szepnęła Hermiona mu do ucha zdławionym tonem
- Może porozmawiamy na korytarzu, bo tutaj widzicie, ale jest duży gwar i mogą nas usłyszeć niepowołane uszy.
    Harry, Ron, Hermiona wraz z nowym nauczycielem wyszli na korytarz.
- Co ma pan wspólnego z Voldemortem? - znów wypalił Harry, ignorując zduszone  okrzyki Rona i Hermiony.
- Nic nie mam.
- Pan kłamie. Przecież Voldemort zrobił panu tę ranę - wskazał na policzek.
- On chce zabić moich najbliższych, czy ty tego nie rozumiesz?! - wybuchnął Tom
- Rozumiem. Potrzebuję pańskiego zmieniacza.
- Dobrze, dam ci go, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Zdobędziesz różdżkę Albusa Dumbledore'a. - powiedział to cicho i potem szybko rozejrzał się dookoła, żeby sprawdzić, czy nkogo w pobliżu nie było.
- Co?
    W tym czasie z Wielkiej Sali wyszły dwie dziewczyny podobne do wili.
- Alex, masz rację, trzeba będzie tak zrobić. - powiedziała jedna z nich
- I ciekawe, który nauczyciel pójdzie na pierwszy ogień, prawda, Divia?
    Hermiona zauważyła, że jak spojrzenia Toma i Divii się spotkały to dziewczyna szybko się od niego odwróciła. Riddle wbił tęskny wzrok w jej plecy.
     Nadchodziła wiosna. Wszystko dookoła rozkwitało, już pojawiało się coraz częściej słońce na niebie, robiło się cieplej. Był ranek. Harry spał smacznie w dormitorium chłopców. Śnił sobie jak Ginny kłóciła się z Roxaną o miotłę, którą obiecał każdej z dziewczyn. I nagle zobaczył młodzieńca, przystojnego, z krótkimi jasnymi włosami z pogodnymi rysami twarzy. Leżał na posadzce ciemnej jak noc ledwo przytomny. Z jego policzku tryskała krew. Nad nim stał sam Voldemort. Jego mina wyrażała jawną niechęć.
- Masz czas do poniedziałku. Jeśli nie zrobisz tego, co powiedziałem, to twoi rodzice zginą wraz z tobą.
     I zniknął. Harry szybko się zbudził dysząc ciężko. Co prawda miewał gorsze sny związane z Czarnym Panem, ale za każdym razem robiło mu się niedobrze. Przez chwilę chciał wysłać list Syriuszowi i już zaczął pisać list, gdy sobie przypomniał, że jego ojciec chrzestny nie żyje. Poczuł niechcianą pustkę i ujmującą żałość. Wiele by dał, by cofnąć czas i uratować Wąchacza. I wpadł na pomysł. Zaczął szturchać mocno Rona.
- Co się stało? - zaczął nieprzytomnie - Harry, jest siódma rano! Ja chcę się wyspać w ten sobotni dzień.
- Nie gadaj, wstawaj. Idziemy ratować Syriusza.
- Co? Przecież on nie żyje! - zawołał Ron, który na ostatnie zdanie Harry'ego całkowicie oprzytomniał. - Harry, przecież nic nie może uratować Syriusza!
- Właśnie może. Chodźmy do Hermiony!
- Ale nie możemy...
- Dlaczego?
- Pamiętasz jak ja chciałem wejść do dormitorium dziewcząt? To schody zaniknęły. Harry, ochłoń, nic nie pomoże Syriuszowi, stary.
- Pomoże, przecież jest sposób. Ubierz się i opowiem ci wszystko jak będzie Hermiona.
     Ron rad nierad zaczął się ubierać. Po pięciu minutach znaleźli się w pokoju wspólnym. Nikogo jeszcze nie było. Harry zaczął kręcić się po pokoju.
- Przecież uratowaliśmy Syriusza... możemy to zrobić po raz drugi. To takie proste.. a ja sobie nawet o tym nie pomyślałem!
- Harry, mówisz o cofnięciu w czasie? - zapytała Hermiona, która przyszła dziesięć minut później.
- Tak, przecież to proste...
- Harry, to nie jest takie proste jak ci się wydaje.
- Wiem, że to skomplikowane, ale jak mogłem o tym nie pomyśleć! Przecież Hardodzioba też zabili, ale go uratowaliśmy! To możemy to zrobić również z Syriuszem!
- Harry, ciszej. No dobra, już przyjmijmy, że kupuję to, to jednak zauważ, że w Departamencie Tajemnic już nie ma zmieniaczy czasu. Wszystkie potłukliśmy.
- Mężczyzna ze snu ma zmieniacz!
- Jaki mężczyzna?
     Harry szybko im opowiedział o młodzieńcu ze snu.
- A wiesz jak się nazywał?
- Nie wiem.  Wiem, że ma na pieńku z Voldemortem.
- Ej!
- Ron, powinieneś się już przyzwyczaić do jego imienia.
- Może uszanujmy jego imię, co?
- Tak, bo on szanuje nasze... - powiedział pogardliwie Harry, ale jego ton wskazywał na to, że gdyby Ron przeciągnął strunę niezła kłótnia by się zrobiła.
- Dobra...
- Ale jak go znajdziesz, Harry?
- Nie wiem... może spróbuję się wedrzeć do umysłu Voldemorta... nie wiem...
- Harry, nie wolno ci! Przecież masz uczyć się oklumencji, a prawdopodobnie Voldemort jej używa!
- Oj, może mi się uda...


Dalsza część znajdzie się wtedy, gdy dostanę oficjalną zgodę na używanie pewnych imion i nazwisk. Już po raz drugi zapraszam Was na moją stronę. Otóż bardzo się rozwinęła, więc bardzo chętnie powitam wraz z innymi użytkownikami nowych obywateli.
http://www.harvards.aaf.pl/news.php

Buziaki :*

Wyczarowano o godzinie 11:32

niedziela, 22 lipca 2012

     Roxana nieco się zmieszała. Jej wargi niedostrzegalnie zadrgały. Po chwili jednak pewnym ruchem ręki obnażyła lewe przedramię. Nie było na nim widocznego znaku. Harry, Ron i Hermiona mieli nieco ogłupiałe miny.
- Czyli już wiecie, że nie jestem zwolenniczką Sami-Wiecie-Kogo. A na pewno nie po tym ostatnim zdarzeniu... - dodała cicho, jakby sama do siebie.
- My... no wiesz... chcieliśmy się upewnić, przepraszamy...
- W tych czasach trzeba być ostrożnym, rozumiem to. Nawet was podziwiam, że próbujecie się dowiedzieć wszystkiego, bo są osoby, które boją się pewnych faktów... - dokończyła tajemniczo.
- Jakich faktów? - wypalił natychmiast Harry
- Może kiedyś się sami dowiecie - uśmiechnęła się lekko do Harry'ego i wyszła z pokoju wspólnego Gryfonów.

                                                               ***

     Harry, który tak nienawidził Snape'a ze wzajemnością, nigdy nie sądził, że znajdzie się osoba, która będzie bardziej nienawidziła Snape'a. Jednak omylił się.
     Jak zawsze po wyjściu z Wielkiej Sali w poniedziałkowe popołudnie wszyscy szóstoklasiści kierowali się ku lochów. Kiedy już wszyscy zajęli swoje miejsca, większość zdążyła zauważyć, że nie ma samego Snape'a. Po kilku minutach ten wszedł wraz z Roxaną, z której twarzy można było wyczytać, że była bardzo zdenerwowana. Natomiast Snape zachował kamienną twarz, choć po jego energii również widać było rozwścieczenie. Roxana, która należała do 5 klasy wywołała zdziwienie u wszystkich, a Malfoy zdołał zapytać:
- Panie psorze, to ta Riddle ma 16 lat?
     Jednakże nie spodziewał się gwałtownej reakcji Snape'a.
- Panie Malfoy, nie należy do pańskich kompetencji wtrącanie się do nie swoich spraw! -5 punktów dla Slytherinu. A ty, moja droga, możesz powiedzieć, co ci do cholery do łba strzeliło!
- To już moja sprawa, panie profesorze - ostatnie cztery sylaby przeciągnęła złowieszczo, a zarazem szyderczo, co bardziej rozzłościło mistrza eliksirów.
- TY GŁUPIA DZIEWCZYNO! DZIĘKI TOBIE MÓJ GABINET WYLECIAŁ W POWIETRZE A TY JESZCZE SIĘ MÓWISZ, ŻE TO TWOJA SPRAWA!
- Tak. Cieszę się, że to pan tak doskonale zrozumiał. - w jej tonie było słychać nutę rozbawienia.
     Otóż Snape od chwili uratowania Roxany pałał do niej większą nienawiścią niż do samego Harry'ego, co samego Pottera bardzo dziwiło.
- Słyszałem jakiś wybuch, ale myślałem, że to znów ktoś rzucił źle jakieś zaklęcie - szepnął Harry do Rona
- No ja też słyszałem, ale jakbym mógł to sam bym wywalił gabinet Snape'a w powietrze...
- Zamknijcie się, bo jeszcze nam zwróci uwagę! - syknęła karcąco Hermiona
- ZA TO POWINNAŚ WYLECIEĆ ZE SZKOŁY! NIGDY BYM SOBIE NIE WYOBRAŻAŁ, ŻE JAKIŚ UCZEŃ MÓGŁBY ODWAŻYĆ SIĘ NA TAK GŁUPI CZYN! DOSTANIESZ MINUS CZTERYSTA PUNKTÓW DLA TWOJEGO DOMU! NIE POZWOLĘ SOBIE, BY KTOŚ TAK ZNIEWAŻAŁ MNIE I MOJE RZECZY! SZLABAN OD JUTRA CODZIENNIE DO KOŃCA ROKU! JA JUŻ CIĘ ODUCZĘ TAKIEGO ZACHOWANIA!
- Już się pan wykrzyczał czy jeszcze mam posłuchać pańskiego pięknego głosu?
- ZEJDŹ MI Z OCZU!
- Ależ oczywiście. Pańskie życzenie jest dla mnie rozkazem. - ukłoniła się lekko i wyszła lekko wesoła
- Otwórzcie książki na stronie 420.
                                
                                                                  ***

     Po eliskirach wszyscy zaczęli rozmawiać o wyczynie Roxany i co bardzo denerwowało Hermionę wszyscy podziwiali pannę Riddle za zniszczenie gabinetu Snape'a.
- Przecież mogli ją wyrzucić ze szkoły! Ja bym tak zrobiła... nie wiem, dlaczego Dumbledore tego nie zrobił, ale dlaczego ONA to zrobiła... przecież jest miła i w ogóle...
- Sam się zastanawiam, ale jedno jest pewne. Nigdy jeszcze nie widziałem Snape'a tak wściekłego.
- Taaak - powiedział rozmarzonym tonem Ron - Chyba za to poślę jej kwiaty.
     Harry roześmiał się, ale Hermiona jakby poparzona szybko powiedziała, że zapomniała oddać książki do biblioteki i odeszła.
- Co ja takiego powiedziałem?
Harry tylko wzruszył ramionami.

sobota, 7 lipca 2012

     Harry samotnie poszedł do szatni. Była tam Ginny. Nie mogąc się powstrzymać, zapytał:
- Co ci strzeliło do głowy, żeby atakować Roxanę?
- Jeśli dobrze nie widziałeś to ona mnie zaatakowała. Ja po prostu się broniłam. Ale nikt mi nie uwierzy, więc możesz zapomnieć o tym, co ci mówiłam. - w tonie Ginny był rażący chłód.
- Co ma znaczyć "zaatakowała"? Przecież to ty ją zwaliłaś z miotły.
- A to, że chciała rzucić na mnie zaklęcie. A poza tym ona jest kimś innym niż się wam wydaje...
- Dokończ.
- Ona nie jest osobą, za którą się podaje. To zwolenniczka Voldemorta.
- Co?!
- Ma Mroczny Znak.
- Ginny, co za głupoty opowiadasz. Przecież ją torturował Voldemort.
- Może chciał ją w ten sposób ukarać, hę?
   Harry w niedowierzaniu opuścił szatnię. Znalazł Rona i Hermionę. Ron byl osłupiały, a Hermiona zła na Ginny.
- Jak ona mogła coś takiego zrobić? Mnie to się nie mieści w głowie.
- Ona uważa, że Roxana jest od Volemorta.
- CO?! - odezwał się Ron
- Powiedziała, że ma Mroczny Znak.
- Harry, żartujesz, prawda? - zapytała cicho Hermiona
- To chyba jasne! - zawołał Ron - Jest zazdrosna. No bo widzisz... wpadłeś Roxanie w oko... - dokończył z nutą zazdrości.
- Właśnie... - szepnęła Hermiona
- Ale co?
- Przecież Roxana chce być bliżej ciebie, a Voldemort po to ją posłał...
- Nie możecie mówić SAM-WIESZ-KTO?
- Nie!
- Szkoda.
- Wracając do tematu, Roxi może być śmierciożercą...
- Przecież ona nie używa czarnej magii!
- Może teraz nie używa...
- Słucham? Widzę, że o mnie rozmawiacie - nagle przy nich pojawiła się Roxana.
- My tylko tak sobie gadamy...
- Właśnie, tylko tak sobie.
- Uważacie, że jestem śmierciożercą?
- Nie, ależ skąd!
- Słyszłam waszą rozmowę. Ale jak chcecie dowodu to proszę. - zaczęła podwijać rękaw u prawej ręki.
- Czekaj! Przecież Mroczny Znak u śmierciożercy jest na lewym ramieniu...