czwartek, 11 października 2012

World of magic eyes teens

   Zapraszam Was na mojego nowego bloga - http://jessica-newton-world-of-magic.blogspot.com/. Dziękuję za uwagę :)

środa, 10 października 2012

Nieoczekiwany ostateczny zwrot akcji...

  Hej! Dedykuję tę notkę wszystkim tym, co aktywnie uczestniczyli w komentowaniu tego bloga lub co jakiś czas zaglądnęli tu. Za to Wam naprawdę bardzo dziękuję. Jesteście kochani ;*  To teraz czas na notkę. ; )

   Jake i Victoria tymczasem wybrali się do profesora Teneta. Victoria zaczęła pukać w drzwi gabinetu.
- Proszę.
    Drzwi delikatnie zaskrzypiały. Maks Tenet miał nieco podkrążone oczy, ale pomimo zmęczenia energicznie się poruszał.
- Dzień dobry. Mamy do pana prośbę - wypaliła  Victoria, zanim Jake otworzył usta. Potem widząc zainteresowanie ze strony profesora zamknął je.
- Jakąż to prośbę mogą mieć do mnie dwie niewinne osóbki jak wy? Słucham. Nie lubię obiecywać na wiatr, więc postaram się wam pomóc, ale tego, że pomogę wam nie gwarantuję. Zatem mówcie.
- Czy mógłby pan... no... nas oddzielić? - wypalił Jake.
- Oddzielić? W jaki sposób?
- Panie profesorze. Ja z Jacobem rozmawialiśmy ze sobą i musimy przyznać, że nasi dawcy dają się nam we znaki. U Jake'a to jest czysta rywalizacja, a Roxana została od pewnego momentu ożywiona. Chcielibyśmy...
- Chwileczkę. W pewnym momencie została ożywiona? Co to ma znaczyć? - zapytał się Tenet, marszcząc czoło.
- Wcześniej żyłam normalnie... a teraz muszę dzielić myśli z nią. Nie chcę już tego!
- Od pewnego momentu... Przepraszam, że będę dociekliwy, ale to bardzo ważne. Czym był ten moment?
- No bo... no pocałowaliśmy się... - powiedział nieśmiało Jake. Victoria zarumieniła się.
- Rozumiem. Wszyscy wiedzą, że między Charliem a Roxaną było coś więcej niż przyjaźń. No, no. no.. widzę, że już wiadomo jak ich ożywić... Dobrze, ale o co wam chodzi w twierdzeniu CHCEMY SIE ODDZIELIĆ?
- Chcemy się przenieść na inne dusze, a dać im żyć. Pff. Na inne ciała. Proszę niech się pan zgodzi. To dla nas ważne.
- Czy ja wyglądam na grabarza kolekcjonującego ludzkie zwłoki? Fakt. Eksperymentuję z takimi aspektami magii. Dobrze. Niech wam będzie. Uprzedzam, że to będzie bardzo niebezpieczne. Może jutro wieczorem? No dobrze. Idźcie już.

2 dni później

Jake i Victoria obudzili się. Nie czuli żadnych natrętnych myśli. Wstali szybko i zaczęli przemieszczać się po skrzydle szpitalnym. Dalej za parawanem leżały dwie osoby - Charlie i Roxana. Nie żyli.

                                        THE END!!!

P.S. - będzie jeszcze jedna notka, ale organizacyjna informująca o moim nowym blogu.

niedziela, 7 października 2012

Zjednoczenie....

    Divii z oczu wypłynęły łzy. Nie mogła ich powstrzymać. Dumbledore zaczął się patrzeć na okno, a dziewczyna, korzystając z okazji wytarła dyskretnie rękawem łzy.
- Czy mogę go zobaczyć? - zapytała się. Nie wiedziała, czy naprawdę chciała go widzieć.
- Nie wiem, czy to nie byłby zbyt masakryczny widok. Wolałbym, żebyś go przed pogrzebem nie odwiedzała. To dla twojego dobra - powiedział jak zawsze spokojnie dyrektor.
    Divia zatkała usta dłońmi. Zaszokował ją i zaniepokoił ją fakt, że Dumbledore napomknął o zmasakrowanym ciele. Zaczęła myśleć, że Tom jest tak poturbowany, że nawet twarzy nie widać. Pomimo gasnącego uczucia nie mogła być w tej sytuacji obojętna.
- Przepraszam. Muszę iść. Do widzenia.
    Zaczęła biec w nierozpoznanym kierunku. Po jakimś czasie cudem dostała się do swojego pokoju. Wzięła notatnik i pióro. Pospiesznie naskrobała kilka słów:
 Przepraszam. Nie mogę tak już żyć. Odchodzę. Nie szukajcie mnie. Divia.
     Dziewczyna postanowiła wydostać się z Hogwartu. Tak też zrobiła. Przeteleportowała się do Londynu. Weszła do pierwszej mugolskiej apteki.
- Dzień dobry. Czy mogłabym dostać jakieś dość silne tabletki nasenne?
   Kobieta, która stała za ladą miała surowy wyraz twarzy. Przekrzywiła swoje okulary i świdrowała Divię wzrokiem. Dziewczynie na myśl przyszła McGonagall.
- Ma pani receptę od lekarza?
- Nie, ale od paru tygodni nie mogę zasnąć.
- Polecam ten lek. Jest dostępny bez recepty. Dać opakowanie z 10 tabletkami?
- Nie, poproszę tamto większe. Ile tam jest?
- Tam jest 100 tabletek. Nie sądzę, by...
- Poproszę.
    Starsza pani chcąc nie chcąc włożyła lek do torebki. Divia dokonała transakcji i wyszła z budynku. Weszła do następnego sklepu i skierowała się do półki z alkoholem. Jej uwagę zwróciło pewne opakowanie. Środek silnie czyszczący. Domestos. Kupiła go.
    Russo teleportowała się do lasu. Jej oddechy zostały już policzone. Chwile upływały coraz szybciej, Divia czuła bicie serca buntujące się przeciwko niej. Jej ciało walczyło z nią samą. Dusza wbrew wszyskiemu nie chciała opuścić ciała. Trzęsącymi się rękami dziewczyna sięgnęła po tabletki. Wzięła jedną i połknęła. Potem drugą. Czuła się senna, zaczęło jej brakować sił, ale nie przerywała. Była szczęśliwa. Zrozumiała, że kochała Toma i że bez niego życie nie ma sensu. A jego nie ma. Musi się z nim połączyć. Żałowała jedynie, że o tym nie zadecydował sam Bóg tylko ona sama. Czasem tak jest. Odkręciła korek od środku czyszczącego. Wiedziała, że pomysł z Domestosem był zwariowany, jednakże nie mogła się oprzeć, by tego nie zrobić. Wypiła łyk, potem zaczerpnęła ostatni oddech i przytknęła usta do butelki spijając każdą kroplę trucizny jakby ona była życiodajną wodą. Nogi się pod nią ugięły. Leżała nieruchomo. Zaczęła płakać, a z jej ust wypływała krew. Wiedziała, że nikt szybko tu jej nie znajdzie. Jej dusza płynęła... patrzyła na dziewczynę leżącą pośród chaszczy i krzewów.

    A tymczasem Jake i Victoria....

sobota, 6 października 2012

:D

    Klara przerażona wstała. Jej pierwszą myślą było to, żeby ochronić ciało. W galopującej się wyobraźni ujrzała jak ten potwór pożera leżącego bezwładnie przed nią mężczyznę. Nawet w jej głowie nie był to przyjemny widok. Nie miała odwagi jednak patrzeć na zakrwawione ciało, ale też wiedziała, że nie może zostawić Toma tutaj, bo rzuci się na niego wilkołak o ile był tylko jeden. Rzuciła zaklęcie ochronne wokół tego ciała i pobiegła w stronę zamku, co jakiś czas miotając urokami na wszelki wypadek.
    Biegła tak do końca, aż dotarła do zamku. Widziała przechodzącego profesora  Dumbledore'a.
- Panie profesorze!
- Słucham, panno Klaro - spojrzał na nią łagodnie.
- Profesor Riddle... - miała trudności z oddychaniem - Wilkołak zaatakował go... w... Zakazanym Lesie... Uciekłam... i ochroniłam... profesor Riddle nie żyje... powiedział mi, żebym... żebym przekazała... pani Russo, że ją przeprasza... i że... nie chciał.... nie chciał umrzeć...
- Pokaż mi to miejsce - przerwał Dumbledore nie czekając na wyjaśnienia. Klara zaprowadziła go do miejsca, w którym znajdowały się zwłoki Toma Salazara Riddle'a. Były w stanie nienaruszonym, oczywiście od chwili, gdy je ochroniła Gryfonka.
    Dumbledore podszedł do Toma i zaczął rany starannie oglądać. W jego niebieskich oczach jarzyły się ogniki.
- Przynajmniej nie cierpiał długo. Atak był dobrze dopracowany. Chodźmy stąd. Nie jest odpowiedzialnie szwendać się po nocy w lesie - Dumbledore przetransportował zwłoki to Hogwartu. Klara za jego prośbą poszła do skrzydła szpitalnego, by pani Pomfrey dała jej coś na uspokojenie.
- Uważam, że Divia Russo na samym początku powinna się o tym dowiedzieć. O ile wiem, była mu najbliższą osobą. Proszę cię, Severusie, byś po nią poszedł.
    Po kilkunastu minutach rozległo się pukanie.
- Wejdź, proszę.
    Divia posłusznie weszła.
- Byłam wezwana przez Snape'a. Coś się stało, panie profesorze? - Divia zdawała się być zaniepokojoną.
- Mam dla ciebie wiadomość. Nie należy do dobrych. Wolałem, żebyś się dowiedziała jako pierwsza. Znałaś Toma najlepiej, ba, najdłużej.
- Tak, znam. Tak myślę - wtrąciła niepewnie. Wystraszyło ją użycie przez dyrektora czasu przeszłego. - Co z nim?
- Nie żyje - powiedział spokojnie Dumbledore.
- Nie żyje... - powtórzyła tępo Divia. Nie czuła się realnie. Myślała, że to sen. - A jak... jak... - nie mogła wykrztusić już ani jednego słowa. Nie płakała, gdyż szok jej na to nie pozwolił.
- Wilkołak go zaatakował w Zakazanym Lesie. Panna Klara z Gryffindoru jako ostatnia widziała go jako żywego. Powiedziała mi, że ostatnie słowa miała przekazać tobie. Ze względu na to, że przeżywa wstrząs nie będzie mogła ich powiedzieć. Ale powiedziała mi, więc mogę przekazać.
- Niech pan mówi.
- Chciał cię przeprosić i coś mówił, że nie chciał umrzeć.
    Te słowa przybiły Divię. Patrzyła nieprzytomnym wzrokiem.

piątek, 5 października 2012

Śmierć.

Witajcie! No cóż, niedługo nastąpi pewna jakby to napisać 'zmiana'. Ale z czasem się dowiecie, co nią będzie. :) 



    Tom oddychał płytko i szybko. Z jego  oczu wypłynęły łzy. Na jego ciało spłynął niesamowita fala bólu, którego nigdy nie przeżywał. Na myśl o Niej jego serce jakby było ściśnięte cierniami. Wiedział, że już wojna przegrana. Divia nie chciała nawet go widzieć na oczy. Pragnął spełnić jej życzenie. Poszedł do swojego pokoju. Zaczął gorączkowo myśleć. Rozpaczliwie usiłował sobie wmówić, że to sen, jednak szara rzeczywistość zbytnio go przytłaczała.  Wyszedł z pokoju.
    W zamku ciemność owładnęła wszystkie korytarze. Tom wyciągnął różdżkę.
- Lumos! - szepnął, a w pozornym patyczku rozbłysnęło oślepiające światło. Riddle szedł korytarzem i nie patrzył na obrazy, które akurat były nieruchome, jedynie co jakiś czas rozlegały się pochrapywania. Kiedy profesor numerologii wyszedł z Hogwartu skierował się w stronę Zakazanego Lasu. Księżyc dziś był w pełni świecąc wysoko na granatowym niebie, które dodatkowo przyozdabiała gromada gwiazd. Tom, nieczuły na to piękny maszerował dalej. Jego szata tak podrygiwała, że można pomyśleć, że nie chodzi, a sunie po ziemi.
    Kiedy zagłębił się w las, nie myślał o sposobie zakończenia tego, co go przytłaczało. Nawet zmienił zdanie. Chciał nauczyć się żyć ze złamanym sercem. Czas leczy wszystkie rany.
Ale tej nie... - szepnął mu głosik w głowie. Nagle usłyszał szelest. Odkręcił się  w stronę usłyszanego odgłosu.
- Panno Klaro! Co pani tu robi? - zapytał się, widząc dziewczynę, która myśląc, że jej nie usłyszy zaczęła w miarę cicho biec w stronę domku Hagrida.
- Ja musiałam, nie mogę powiedzieć dlaczego. Niech pan nie daje mi szlabanu. Proszę  - dokończyła niemal błagalnie.
- Nie jest tutaj bezpiecznie. Dziś jest pełnia! Czy ty wiesz, na jakie niebezpieczeństwo się naraziłaś? Ile punktów regulaminu złamałaś? - zaczął podniesionym tonem Riddle.
- Ja nie... - nie dokończyła, ponieważ coś ją mocno przeraziło. Toma zresztą też.
    Niedaleko rozległo się wycie wilka.
- Proszę pana, czy to... to był... - Klarze nie przeszło przez gardło to słowo.
- Jeszcze tylko tu wilkołaków brakowało... - mruknął pod nosem. Klara wszystko mu popsuła. - Dobrze. Chodźmy stąd. Nie sądzę, żeby coś nas tu zabawiło jeszcze.
   Szybkim krokiem Klara i Tom szli w stronę błoni. Riddle trzymał dziewczynę na wszelki wypadek za ramię i trzymał różdżkę w pogotowiu.
    Klara szła dalej. Poczuła, że jej nauczyciel złagodził uścisk i chwilę później upuścił rękę. Odwróciła się. To, co widziała, było dla niej najgorszym przeżyciem.
     Wilczur przez całą drogę zaczaił się na nich. W odpowiedniej chwili zaatakował Toma. Rzucił się na szyję. Zaczął kąsać go tak brutalnie, że ofiara nawet nie mogła krzyknąć z bólu. Klara wyjęła różdżkę i miotnęła urokiem w stronę wilka, który znieruchomiał. Podeszła do nauczyciela, który cały był we krwi. Jego ręka została odgryziona. Ubrania przesiąknięte krwią mdliły dziewczynę. Wystraszona kucnęła przed profesorem. Była bezradna. Nie wiedziała co miała robić.
    Tom, który już nie odczuwał bólu, wiedział, że to już koniec. Nie dbał o to, że mocno krwawi. Nagle zaczął płakać, jednakże nie łzami. Z jego oczu trysnęła krew i zaczął szeptać:
- Ja naprawdę nie chciałem. Przepraszam, Divia. Chciałem żyć...
    Jego dusza opuściła ciało.