Nadszedł dzień, który Harry pieczołowicie planował. O siódmej rano przy Izbie Pamięci razem z Ronem upozorowali pojedynek, a Alex Other zaczęła na nich krzyć tak głośno, bo ludzie w pobliżu nie mieli wątpliwości, że dostali szlaban. Hermiona powiedziała wszystkim, że Divia chce jej coś pokazać i, że będzie w jej gabinecie. Tymczasem wymknęli się do Zakazanego Lasu (z pomocą peleryny-niewidki Harry'ego) i tam Hermiona założyła na siebie, Harry'ego i Rona zmieniacz i przekręciła klepsydrę kilkanaście razy do tyłu.
Słońce, które nie docierało do tych warstw lasu, widoczne były promyki słońca odbijające się w liściach. Hermiona zdjęła zmieniacz czasu i zawiesiła na swojej szyi. Harry przypomniał sobie, że niedługo będzie sprawdzian z historii magii. Szybko z przyaciółmi popędził do Wielkiej Sali, by naskrobać parę zdań, ale bał się, że znów uzna sen za prawdziwy. O dziewiątej już byli w ławkach i spoglądali się nerwowo po sobie, ale nie z powodu egzaminu, lecz z ich planów. Jednakże wszyscy uznali to za normalny przejaw, więc nikt nie interesował się nimi. Profesor Tofty rozdawal wszystkim arkusze z testami. Hermiona zgodnie z planem od razu zaczęła skrobać po pergaminie. Harry pisał zmyślone rzeczy, bo przecież i tak nie zdał z historii magii. Pomyślał przez chwilę, że nie czuje się senny, ale przecież ten sen musi się mu przyśnić. I nagle poczuł rażącą senność, czuł, że nareszcie zaśnie. Widział mężczyznę... tak, to Syriusz... stojącego przed samym Voldemortem... Black sprzeciwiał się Czarnemu Panu... Harry widział wijącego się z bólu Syriusza... jego podświadomość mówiła, żeby go ratować, ale drugi głos rozsądku szeptał, że to bujda, Syriusz siedzi spokojnie w domu swojej matki... sam, uwięziony... bez możliwości opuszczenia domu, ścigany przez wielu czarodziejów...
Harry nagle się ocknął i jak wcześniej czuwał przy nim profesor Tofty i mówił:
- Tak już ma młodzież, stres egzaminów, ot co... Może trzeba iść do pielęgniarki?
- Nie, dobrze się czuję... Nic mi nie jest.
- To może dokończysz pisać egzamin, co?
- Nie, znaczy... myślę, że napisałem wszystko, co mogłem napisać...
- No dobrze, to idź i połóż się. Sen dobrze ci zrobi.
- Tak... tak zrobię. Do widzenia.
Harry popędził przed siebie. Miał dylemat. Jak nie pójdzie do kominka Umbridge, Stworek zapewne powiadomi o tym Malfoy'ów, ale też może dzięki temu wyzbyć się kłopotów. Przez jedną decydującą chwilę podjął decyzję. Ruszył śmiało w kierunku gabinetu Umbridge. Użył specjalnego, wielofunkcyjnego scyzoryka, którego dostał od swojego ojca chrzestnego. Wszedł, przez chwilę szukał pudełka z proszkiem Fiuu. Przeczesując teren wzrokiem zobaczył małe pudełeczko, sięgnął po nie i wziął garść proszku. Rzucił w ogień, którego płomienie zabarwiły się na kolor zielony i włożył głowę do kominka. Znów poczuł uczucie jakby znajdował się w dwóch miejscach naraz. Pomimo, że głowę miał w salonie domu Syriusza, ciągle czuł nogi na zimnej posadzce. Zaczął wołać Syriusza. Zamiast niego pojawił się Stworek.
Potter poczuł do skrzata niszczycielską nienawiść, tak bardzo, że mógłby rzucić na Stworka samo zaklęcie Mordercze. Chłopiec jednak postarał się, by ta nienawiść nie pojawiła się na twarzy i zapytał:
- Gdzie jest Syriusz?
- Nie ma go tutaj.
- Gdzie jest Syriusz? - powtórzył Harry, siląc się na nienapastliwy ton.
- Poszedł...
- Gdzie?
- I juz nie wróci... - dokończył Stworek mściwym tonem, ignorując ostatnie pytanie Harry'ego.
Ale Harry zanim zdążył coś powiedział, usłyszał trzask drzwi. Ku jego przerażeniu przyszła Umbridge, a za nią Ginny i Neville, których trzymał Draco i jakiś chłopak, nieznany Harry'emu.
Później doszli inni Ślizgoni z Luną, Ronem i Hermioną. Jak wcześniej jedynie Luna stała spokojnie z rozmarzoną miną. Ginny siłowała się z Draconem, Ron próbował deptać po piętach Ślizgonowi, który go trzymał. Hermiona i Nevile szarpali się w miejscu. Umbridge stała zadowolona i nuciła pod nosem, przeglądając w szufladzie dekrety.
- Mów, Potter, z kim rozmawiałeś? - zapytała swoim słodkim, a zarazem obleśnym jak swój różowy sweterek głosem.
- Nie powinno to panią obchodzić.
- Tak sądzisz? Włamałeś się do mojego gabinetu i stwierdzasz, że nie powinno mnie to obchodzić?
- Harry szukał profesora Dumbledore'a! - wydyszała Hermiona, która wciąż szarpała się wyższą o dwie stopy od niej Ślizgonką.
- A gdzie niby miałby go znaleźć?
- Pomyśleliśmy o Dziurawym Kotle... - mówiła nerwowym nieco tonem.
- Głupia dziewczyno! Myślałaś, że Dumbledore by chodził po jakiś Kotłach?!
- MY CHCIELIŚMY SIĘ ZAPYTAĆ CZY MOŻEMY UŻYĆ NOWEJ BRONI! - wybuchnęła Hermiona, ukrywając, a Harry od razu wiedział, że Hermiona udaje.
- Jaka broń? - zapytała podekscytowana jak mała dziewczynka Umbridge, ciesząc swoją ropuchowatą twarz.
- My... my nie wiemy, czym naprawdę to.. jest, ale to jest bardzo duże... i to jest TUTAJ! - powiedziała Hermiona, doskonale inscenizując płacz.
- Tu? W zamku?
- Nie! W Zakazanym Lesie! To jest za duże, by to tu trzymać!
- Prowadź. Chodźcie. - powiedziała władczym tonem do Ślizgonów.
- NIE! JA ICH TAM NIE ZAPROWADZĘ!
- To nie od ciebie zależy.
- A niech zobaczą! Może wreszcie pojmą jaką jest pani okropną nauczycielką i użyją jej przeciwko pani! Tak, pani jest wstrętna! Zobaczy pani dzieło... wielkie dzieło Dumbledore'a!
Pomimo złości profesor Umbridge, widać było, że wielkie wrażenie sprawiły jej te odważne słowa Hermiony.
- Dobrze.. - powiedziała cichym, zapewnie chciała uzyskać matczyny ton. - Chodźmy, ty, ten rudzielec i Potter.
Wszedł Snape.
- Tak?
- Zapomniałabym. Masz veritaserum? Nie chcą oni powiedzieć, gdzie jest Dumbledore.
- Przecież dawałem wcześniej eliksir prawdy. Mówiłem, że wystarczy jedna mała kropla na cały napój. Chyba nie zużyła pani wszystkiego?
Umbridge zaczerwieniła mi się.
- Ale można jeszcze uwarzyć następny, prawda?
- Oczywiście, zajmie mi to sześć miesięcy.
- SZEŚĆ MIESIĘCY! Snape, ja nie mam zamiaru czekać na jakiś eliksir pół roku!
Harry, który się wahał, bo przecież, gdyby nie Snape, to Syriusz zostałby w domu... ale nie pojawiliby się członkowie Zakonu Feniksa. Podjął decyzję.
- DORWAŁ ŁAPĘ!
- Jaką Łapę? Kto dorwał? Snape, co to ma znaczyć? - zapytała opryskliwie Umbridge.
Ron i Hermiona popatrzyli po sobie z przerażeniem. Snape jak wcześniej udał, jakby usłyszał coś niezrozumiałego, ale tym razem zauważył Harry, że jego źrenice lekko się zwęziły.
- Potter, co ty pleciesz? Jakbym chciał, byś mi tu mówił niezrozumiałe rzeczy to dałbym ci do wypicia Eliksir Blekotu.
Harry w duchu się ucieszył, że Snape złapał haczyk.
- Odejdź mi z oczu Snape.
Snape wyszedł bez pożegnania z gabinetu.
- To my idziemy sprawdzić tę broń.
I tak wyszli z gabinetu. Kiedy przechodzili obok Wielkiej Sali, w którym teraz wszyscy śmiali się i rozmawiali zapewne o egzaminach. Harry czuł podniecenie, nadzieję, której nic nie mogło zgasić. Uratuje Syriusza i to już niedługo...
Już byli w Zakazanym Lesie i Hermiona poprowadziła ich do Graupa, który tak jak wcześniej zaatakował Umbridge. Chwilę później zjawili się centaury, którzy zaatakowali olbrzyma. Hermiona, która pamiętała, jakie błędy popełniła bała się, że ich także zaatakują.
- Wy sakramenckie istoty! Jesteście tu tylko dlatego, że Ministerstwo Magii podpisało zgodę na to, byście tu mieszkały!
Strzała świsnęła koło niej. Harry, Ron i Hermiona popędzili ile sił w nogach ku brzegowi lasu i co ich zadziwiło, to nikogo nie spotkali po drodze prócz trestali i Ginny, Neville'a i Luny.
- Dobra, siadajcie na trestale! - wykrzyczał szybko Harry, a oni wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
- No dalej! - popędzał ich Harry.
I tak oni dosiedli się na trestale i pofrunęli na tych stworzeniach. Kiedy już zniżyli się przy wejściu dla zwiedzajćych, Ron wykręcił odpowiedni numer, a Harry powiedział szybko:
- Harry Potter, Luna Lovegood, Hermiona Granger, Neville Longbottom, Ginny Weasley i Ron Weasley chcemy kogoś uratować! Chyba, że Ministerstwo zrobi to szybciej!
- Witam, proszę odstawić słuchawkę.
Ron posłusznie odstawił słuchawkę na miejsce i po chwili budka telefoniczna jakby zapadła się pod ziemię, a zamiast mugolskich pieniędzy wyleciały żetony. Harry przypiął jedną do swojej bluzy "Harry Potter, Misja ratunkowa". Gdy znaleźli się w Ministerstwie, szybko pobiegli do Atrium.
Przepraszam, jutro będzie kolejna część.
Aż miło czytać...
OdpowiedzUsuńDzięki ^^
OdpowiedzUsuńTo miłe, gdy ktoś docenia czyjeś starania ;)