czwartek, 16 sierpnia 2012

Dedykacja dla Jake'a i Maksa ;)

   Victoria wraz z Jakiem jeszcze nie opuściła skrzydła szpitalnego... ba... Jake jeszcze się nie zbudził. Martwiło to Maksa. Myślał, że dusza odrzuciła żywiciela. Najwyżej mógłby zmienić mu ciało, w którym by się poruszał.
                             
                                                            ***
  
    Pewnego dnia chłopak otworzył oczy. Nie był do końca przytomny. W uszach mu przeraźliwie szumiało i obraz pokoju rozmazywał mu się za każdym mrugnięciem. Zamknął oczy. Tak jak Victoria widział bitwę... i nie mógł zrozumieć, dlaczego jego żywiciel odebrał sobie życie. Jeszcze nóż wbił w serce... przemknęła mu szybka myśl.
Bo ją kochałem. - szepnął mu poirytowany głosik.
Jak to kochałeś??
Nie mogłem bez niej żyć. Rozumiesz?
Nie, nie rozumiem. Ale dlaczego ja ciebie słyszę?
   Głos mu nie odpowiedział. Jednak w tej chwili do niego przyszedł Maks Tenet. Jeszcze przed sprawowaniem szkoły Durmstrang był wybitnym Uzdrowicielem i jako jeden z nielicznych opanował sztukę wszczepiania dusz. Divia Russo i Alex Other były Pocieszycielkami. Pocieszyciele mają za zadanie pomóc duszom w  opanowaniu nowego życia w ciele żywiciela. Divia uparła się, by Tom mógł być przy rozwoju życia duszy, obserwować go.
- Jak się czujesz, Jake? - zapytał łagodnie.
- Dobrze.
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Nazywam się Maks Tenet i jestem twoim Uzdrowicielem. Jeśli potrzebowałbyś pomocy możesz mnie w każdej chwili zawołać.
- Dziękuję, na pewno o tym będę pamiętał.
- Chciałbym ci zadać parę pytań dotyczących ciebie i żywiciela. Niektóre pytania będą dla ciebie trudne, ale proszę, żebyś mi powiedział wszystko, co wiesz.
- Postaram się - Jake zawahał się odpowiadając wymijająco. Nie chciał powracać do tych chwil, w których czuł nieznane mu uczucia. Na początku jakby ktoś wyrwał mu serce i cisnął nim z całej siły o ścianę... a potem to uczucie nasiliło się...
Jake, to ból po stracie ukochanej osoby... - szepnął mu cicho głosik. Jake zignorował go, choć odnotował w pamięci nazwę uczucia.
- Proszę, niech pan zaczyna - pospieszył go Machorus.
- Wiesz, jak nazywa się twój żywiciel?
- Wiem... - Jake przypomniał sobie krzyk kogoś, kogo nigdy nie kojarzył - Charlie, nazwiska nie znam.
- Hmm... Charlie Snatcher. Otóż ty nazywasz się Jake Machorus. Myślę, że lepiej, gdybyś został przy tym nazwisku...
- Dlaczego?
- Czasem żywiciel daje o sobie znać. Są przpadki, co prawda dosyć rzadkie, że żywiciel opanowuje duszę. Wtedy dusza nie może się poruszyć, jest bezwładna... jak pasażer na statku, a nie kapitan.
- Rozumiem i moje nazwisko ma w tym coś pomóc??
- Są dusze, które później narzucają na siebie dane żywiciela, żeby im było lepiej żyć. Jednak tak jest, gdy żywiciel wcześniej miał charalter dość słaby, by uzależnić od siebie duszę. Tutaj jednak jestem w osiemdziesięciu dwóch procentach pewien, że żywiciel pana nie zostawi w spokoju. Oczywiście tę walkę można zawsze wygrać - dodał łagodnie.
- Miał mnie o coś pan zapytać.
- Oooch, no tak, tak. Nie słyszysz jakichś głosów w głowie, głosu, który jest głosem żywiciela?
Przecież mnie tu nie ma. - szepnął pogardliwie głos.
Jak ciebie nie ma jak jesteś - odszepnął na głos Jake. Bardzo to zainteresowało Maksa.
- To, że żywiciel jeszcze jest to nic nie oznacza, jedynie to, że ma dość twardy charakter bądź jeszcze nie zdążył do końca opuścić ciała.
Jak to? Chcecie mnie unicestwić?! - wrzeszczał Charlie w głowie Jake'a. - Nie, to też moje ciało! Mam prawo w nim być!!!
- Jak mogę się go pozbyć? - zapytał Jake z nutą mściwości.
Tyy!
Zamknij się.
   Charlie nie odpowiedział.
- Hmm... to trochę skomplikowane. To siła woli gra główną rolę.
- Rozumiem - uciął krótko Jake. Zrozumiał wszystko w mgnieniu oka. Musi stoczyć wojnę ze swoim żywicielem... Nie chciał unicestwiać kogoś, kto jest prawowitym panem ciała...
Co zamierzasz zrobić?
Nie twoja sprawa.
Moje ciało i moja sprawa. Nie możesz sądzić, że jest mi wszystko jedno, czy zginę czy nie.
Tak, tak...
- Mógłby pan na chwilę wyjść? Muszę to wszystko przemyśleć.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
    Maks Tenet poszedł do gabinetu.

1 komentarz: